Pierwsi górnicy wyruszają do pracy w Australii

Nie w Europie, a dalekiej Australii widzą swoje eldorado. O zjazdach na szychtę w kraju kangurów mówiło się w branży od kilku lat. Pierwsi wybrańcy już pakują walizki. Do wyjazdu zostało mu 17 dni. Jan Stachowiak w grudniu rozpoczyna nowy etap kariery na oddalonym o ponad 14 tysięcy kilometrów północno-zachodnim wybrzeżu w Australii. – Będzie całkiem inaczej niż w Polsce, inne życie, inne zarobki, inny standard życia – mówi Jan Stachowiak. Nie ukrywa, że to pieniądze były największym wabikiem. Na Antypodach górnik może liczyć na minimum 110 tysięcy dolarów australijskich rocznie. To w przeliczeniu na złotówki 30 tysięcy na miesiąc. Górnik z Katowic w branży pracuje od trzech lat. Najbliższe cztery spędzi na południowej półkuli. Za kilka miesięcy dołączą do niego żona i córka. – Mam nadzieję, że się odnajdziemy, jest to kraj oddalony o tysiące kilometrów, na pewno trzeba będzie sobie tam radzić, znaleźć swoje miejsce – uważa Dominika Stachowiak, żona Jana.
Swoje miejsce na Antypodach widziało ponad 600 górników, którzy zgłosili się do pierwszego etapu rekrutacji. Do finału doszło niespełna dwudziestu. – Trzech wyjeżdża teraz. Zaczynają pracę i szkolenie w grudniu, w styczniu wyjadą kolejne 3-5 osób i kolejne w lutym – informuje Radosław Berner, firma rekrutacyjna PRAN z Gliwic. Australijczycy wciąż jednak kuszą. Warunek to minimum 2,5 roku pracy w górnictwie i komunikatywna znajomość angielskiego. – W przypadku dużego doświadczenia kandydatów ten język angielski nie jest taki najważniejszy, firma jest gotowa wysłać taką osobę na kurs i w 50% go dofinansować – stwierdza Krzysztof Adamus, firma rekrutacyjna Randstad.
Wybrańcy nie muszą zaprzątać sobie głowy zdobyciem wizy. Dostaną też pożyczkę na przeprowadzkę. W górniczych rodzinach mówi się o niej ostatnio nieco częściej. – Mąż w miarę mówi po angielsku, nie trzeba by na tyle dużo się dokształcać. W momencie gdybyśmy zdecydowali się jechać, wzięlibyśmy się do roboty i on już konkretnie by zaczął z tym językiem angielskim coś robić – podkreśla Bogumiła Wydra. Język Szekspira poznają też uczniowie szkół górniczych. Mateusz Mocigemba swoją karierę w branży widzi nie tylko na Śląsku. – Zamierzam dalej uczyć się w tym kierunku, kiedy zdobędę jakąś pozycję, jakiś doktorat, wtedy bym wyruszył za granicę.
Masowej migracji nie obawiają się górnicze spółki. Zapewniają, że i tu pracy pod ziemią nie zabraknie. – Polska przez najbliższe 30 lat będzie używała węgla, jak na razie, zakładając wzrost pewnych opłat i tak węgiel jest najtańszym źródłem energii – oznajmia Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego. Australijczycy liczą nie tylko na energię polskich górników. Chcą ją wydobyć też od naszych południowych sąsiadów i Brytyjczyków. – Takie wyjazdy traktowałbym jako dobre wieloletnie staże, dzięki czemu ktoś zdobywa nowe kwalifikacje i nowe perspektywy w ten sposób buduje – dodaje Tadeusz Donocik, Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach.
Budowanie potęgi australijskiego górnictwa przez Ślązaków przestaje być egzotycznym pomysłem. Marzeniem staje się, nie amerykański, a australijski sen.