Po śląsku na Śląsku

Choć w szkole, śląskiej gwary nauczyć się trudno, Joanna Michałek, uczennica piątej klasy, już kilka konkursów o śląskości wygrała. I nie ukrywa, że swojego ukochanego języka z chęcią uczyłaby się także w szkolnej ławce. – Pani by chodziła po klasie i by zadawała dzieciom różne pytania, że na przykład co to jest tyj, a co to jest antryj, i tak dalej – mówi Joanna Michałek, uczennica SP 24 w Rudzie Śląskiej.
Naprzeciw takim prośbom wyszedł ze swoją nową publikacją Marek Szołtysek. Z “Rozmówek Śląskich” możma się nauczyć śląskiej odmiany czasownika mieć. Autor podkreśla, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, nawet tacy, którzy uważają, że śląski znają dobrze.
– Książka jest tak skonstruowana, że jest dla tych co świetnie godają po śląsku, są tam wyrazy skomplikowane, na przykład co to jest lipina. Nie Lipiny, a lipina na przykład. Abo co to jest ańcla, albo co to znaczy Podwołkowo, Podwołkowa idą na torg. To już jest wyższa szkoła jazdy – uważa Marek Szołtysek, autor “Rozmówek Śląskich”.
Wyższa szkoła jazdy, z którą w zeszłym roku poradził sobie Norbert Klosa, Ślązak Roku 2007. Do śląskiego elementarza podchodzi sceptycznie, bo wiedza książkowa, a praktyka to zupełne różne rzeczy. – Jo myśla, że gwary za bardzo się nie idzie nauczyć, trzeba jednak na placach za dziecka przelotać, polotać, pogodać, a wtedy to jakoś wlezie do krwi – stwierdza Norbert Klosa, Ślązak Roku 2007.
Do krwi wszedł też śląski w piłkarskich szatniach śląskich klubów. Tam prawie ino sie godo, dużo rzadziej mówi. Tak było szczególnie kilkanaście lat temu. – Zawsze było tak przyjęte, że jak przychodził zawodnik z zewnątrz, to uczyliśmy go, uczyli my go praktycznie naszej godki, i zawsze był taki termin, dopóki się nie nauczysz 100 słówek po śląsku, to nie przytoczymy ci krwi – mówi Piotr Piekarczyk, dyrektor sportowy GKS-u Katowice, były piłkarz..
Dzisiaj nikt nikomu krwi spuszczać nie zamierza, ale kto wie, może po lekturze tej książki dzieci do szkoły chodzić przestaną, a zamiast tego bajtliki bedom do tej szkoły łazić.