Po wyborach

– Zdałem pierwszy polityczny egzamin. Jestem eurodeputowanym – cieszy sę Marek Migalski. Lider PiS-u w województwie śląskim wojnę o Parlament Europejski wygrał, ale przegrał zakulisową bitwę z tym Jerzym Buzkiem. Bo choć obaj panowie mieli ogromne poparcie, to były premier swoim wynikiem bez problemu wyjechał na czołówkę peletonu wyborczego w Polsce. – To jest wielka radość, wielka satysfakcja, ale i ogromne zobowiązanie – przyznaje Buzek. Zobowiązanie, które Jerzy Buzek zaciągnął u blisko 400 tys. wyborców, którzy go poprali. Zostawiając w tyle Jana Olbrychta, Małgorzatę Handzlik i Bogdana Marcinkiewicza z PO. A także Marka Migalskiego i Izabelę Kloc z prawa i Sprawiedliwości oraz Adama Gierka jedynego przedstawiciela lewicy na Śląsku, który mimo, że nie z pierwszego miejsca, poprawił swój wynik sprzed 5 lat i zapewnił sobie mandat. – Niewątpliwie, gdybym był na pierwszym miejscu wynik byłby zdecydowanie lepszy, ponieważ technika głosowania jest taka, że część ludzi, którzy po prostu skreślają tego pierwszego – stwierdza Gierek.
Ale druga część jak się okazało nie patrzy kogo na ulicach więcej, ani kto przed wszystkimi, a tylko uważnie czyta nazwiska. – Gra magia nazwiska. Pierwszy polityczny celebryta PO. Kazimierz Marcinkiewicz – to robi swoje – uważą dr Krzysztof Gajdka. Dlatego ten właściwie anonimowy polityk PO startujący z przedostatniego miejsca listy zrobił na szaro szefów śląskiej PO. Bo przez znakomity wynik polityka ze Świerklan. Obok wielkich przegranych Bolesława Piechy z PiS oraz lidera SLD Jerzego Markowskiego musiało też paść nazwisko wicewojewody z PO Adama Matusiewicza. Co podobno miało wywołać wściekłość wśród liderów partii. – Nie nie mogę o niczym takim powiedzieć. Fakt jest faktem, że my się bardzo słabo znamy, ponieważ pan Bogdan niedawno wstąpił do PO. Dziś się widzieliśmy i było to bardzo sympatyczne spotkanie, każdy z nas miał inne atuty – zapewnia Matusiewicz.
Atuty, których największa niespodzianka tych wyborów sama nie dostrzega lub stara się nie widzieć. – Ludzie kojarzyli mnie ze mną a nie z byłym premierem. Nie myślałem, że będę wybrany, ale cieszę się z wyniku – wyznaje Marcinkiewicz. Cieszyć z takiej reprezentacji według Marcina Zasady powinni się i ci, którzy za pomocą tak niepozornego oręża, wykreowali rzeczywistość europejskiej polityki do czasu następnych wyborów. – Myślę, że o ich kompetencje czy szanse na to, że potrafią wywalczyć coś dla Polski o to nie musimy się martwić – mówi Zasada.