SportWiadomość dnia

Podbeskidzie awansowało do półfinału Pucharu Polski

Podopieczni Roberta Kasperczyka rewanżowe spotkanie z Wisłą rozpoczęli w bardzo dobrym stylu i bardzo podobnie, jak w Krakowie. Wysoki pressing, agresywna gra w środku pola spowodowały, że rywale mieli problem z przedostaniem się pod pole karne Richarda Zajaca. Górale szukali okazji w szybkich akcjach, gdzie często wykorzystywany był Piotr Malinowski – strzelec jedynego gola w pierwszym meczu. O ile jednak w Krakowie Wiślacy byli zaskoczeni dobrze grającym Podbeskidziem, tak dziś widać było większą dojrzałość w ich grze. Po dwudziestu minutach meczu opanowali sytuację, częściej utrzymywali się przy piłce, nie dając bielszczanom zawiązać składnej akcji. Mimo tego nie potrafili zagrozić bramce Zajaca, tak by zmusić go do poważniejszych interwencji.

O tym, że w polu karnym napastnik drużyny broniącej potrafi stworzyć większe zagrożenie niż atakujący rywali wiemy nie od dziś. W 25 minucie przekonał się o tym Robert Demjan. Z rzutu wolnego mocną piłkę w pole karne wrzucił Patryk Małecki, a nasz zawodnik nie atakowany przez nikogo tak niefortunnie wybijał futbolówkę, że trafił do własnej bramki. Gol ten podciął nieco skrzydła bielszczanom, jednocześnie dodając wiatru w plecy Wiślakom. Goście szukali drugiego gola, spychając Podbeskidzie do defensywy. Nasi piłkarze ograniczyli się do kontrataków, ale nie potrafili poważnie zagrozić bramce Sergei’a Pareiki. Jeszcze przed przerwą na plac gry wszedł Maciej Rogalski, który zmienił kontuzjowanego Marka Sokołowskiego.

W drugiej połowie obraz gry nieco się zmienił. Bielszczanie częściej próbowali utrzymywać się przy piłce i szukać okazji w szybkich atakach. Bardzo blisko było w 54 minucie. Dariusz Łatka pięknie dośrodkował do wbiegającego Malinowskiego, jednak ten z bliskiej odległości tylko lekko trącił futbolówkę, którą pewnie złapał Pareiko. Chwilę później goście cieszyli się z drugiego gola. Obserwowany z trybun przez trenera Reprezentacji Polski Franciszka Smudę – Maor Melikson prostopadle dograł do Cwetana Genkowa, który umieścił piłkę w bramce, uprzedzając wślizgiem Zajaca.

Trener Kasperczyk wiedział, że nie ma już czego bronić. Wiedział też, że nie będzie dogrywki, dlatego też posłał do boju Adama Cieślińskiego, który dziś miał odpoczywać na ławce. Nasz napastnik bardzo szybko, bo zaledwie minutę po wejściu na boisko zrobił swoje. Z rzutu wolnego dośrodkowywał Frantisek Metelka, a Cieśliński z najbliższej odległości umieścił piłkę w bramce. Radość kibiców Górali było słychać w całym Podbeskidziu, ale ważniejsze były jednak nadzieje na awans, które odżyły, i to już w 59 minucie. Warto dodać, że dwie minuty wcześniej goście wychodzili ze świetną kontrą czterech na dwóch, ale strzał Genkowa tuż przed linią bramkową przeciął Bartłomiej Konieczny. Wydaje się, że była to interwencja spotkania, dzięki której Górale nadal mogli walczyć o awans!

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Po zdobyciu bramki sytuacja na placu gry zmieniła się diametralnie. Ofensywnie usposobiona Wisła nagle zaczęła się bronić. Nieraz rozpaczliwie pod ogromnym naporem zdeterminowanych Górali, chcących strzelić wyrównującą, a zarazem dającą awans bramkę. Udało się, na kwadrans przed końcem meczu. Ponownie nasi piłkarze wykonywali stały fragment gry. Tym razem do rzutu wolnego podszedł Maciej Rogalski. Dośrodkował idealnie na głowę Tomasza Górkiewicza, który pięknym strzałem sprawił, że Stadion Miejski oszalał z radości. Radość ta szybko przerodziła się w gigantyczne nerwy, bo Wisła miała jeszcze prawie 20 minut na odwrócenie losów meczu. Szczególnie aktywny był Wojciech Łobodziński, który trzykrotnie uderzał z dystansu, jego próby były jednak nieskutecznie, bo w bramce pewnie spisywał się Zajac. Napór Wisły trwał niemal non stop, ale to Górale stworzyli sobie w samej końcówce lepszą sytuację. Nie została ona jednak zakończona golem, a nawet „zainteresowani” piłkarze nie znaleźli się w polu karnym. Niemal wszyscy wiślacy przy jednym z rzutów rożnych znaleźli się w polu karnym Podbeskidzia. Górale wybili piłkę, a tą na środku boiska opanował Cieśliński. Naszego napastnika gonił Erik Čikoš, który miał wybór – faulować na czerwoną kartę, albo odpuścić i liczyć, że nasz napastnik gola nie strzeli. Wybrał to pierwsze i osłabił swój zespół w samej końcówce gry. Chwilę później arbiter meczu zagwizdał po raz ostatni.

Podbeskidzie Bielsko-Biała 2-2 Wisła Kraków

Bramki: Adam Cieśliński 59, Tomasz Górkiewicz 75 – Róbert Demjan 25 (s), Cwetan Genkow 53

Podbeskidzie: 1. Richard Zajac – 18. Sławomir Cienciała, 7. Juraj Dančík, 26. Bartłomiej Konieczny, 2. Tomasz Górkiewicz – 24. Marek Sokołowski (40, 20. Maciej Rogalski), 21. Piotr Koman, 19. František Metelka (75, 9. Dariusz Kołodziej), 8. Piotr Malinowski (58, 16. Adam Cieśliński), 28. Dariusz Łatka – 23. Róbert Demjan.

Wisła: 25. Sergei Pareiko – 22. Erik Čikoš, 2. Kew Jaliens, 6. Gordan Bunoza, 13. Dragan Paljić – 19. Patryk Małecki, 8. Michaił Siwakow, 28. Cezary Wilk (82, 79. Maciej Żurawski), 21. Andrés Ríos, 5. Maor Melikson (63, 11. Wojciech Łobodziński) – 18. Cwetan Genkow (64, 10. Łukasz Garguła).

Żółte kartki: Konieczny, Cieśliński – Siwakow, Paljić, Bunoza.

Czerwona kartka: Erik Čikoš (90. minuta, Wisła, za faul taktyczny).

Sędziował: Marcin Borski (Warszawa).

Widzów: 3200.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button