Politycy na stadionach

Ponad siedem tysięcy żywo reagujących kibiców na meczu Górnika Zabrze, a wśród nich ona – Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent Zabrza. I tak jak oni dumna po zwycięstwie i wierna po porażce swojego ukochanego Górnika Zabrze. Górnika, na którego meczach jest zarówno w Ekstraklasie jak i w pierwszej lidze. – Jedni idą do ogródka żeby odreagować. Ja jeśli mam szansę, to idę na mecz, choć trudno tu odreagować, bardziej jednak to adrenalina, która jest jednak dość wysoka. I właśnie dla tego hormonu – jak mówią sami politycy przychodzą na stadiony. Bo dla niektórych z nich – piłka to coś więcej niż tylko zwykły sport. – Może nie jest ona na najwyższym poziomie, ale jest to przywiązanie, jest wiara, jest nadzieja, że będzie lepiej. Jest miłość do barw klubowych – podkreśla Jarosław Pięta, poseł PO, kibic Zagłębia Sosnowiec.
A miłość – jak to miłość, wymaga poświęceń. Wicewojewoda śląski, Adam Matusiewicz na mecze Gieksy chodzi od prawie ćwierć wieku. Swoje piłkarskie uczucie ulokował między katowickim GKS-em, a Manchesterem United. I jak mówi, kibicowanie prywatnie, przekłada się wśród polityków na życie zawodowe. – Im się najlepiej rozmawia. Oczywiście z tymi politykami, którzy kibicują tej samej drużynie, ale w następnej kolejności rozmawia mi się na pewno lepiej z tymi, którzy w ogóle lubią piłkę nożną, nawet inny klub piłkarski niż z tymi, którzy piłki nożnej w ogóle nie lubią. A wśród polityków są też tacy, co i pokibicować i pograć lubią. Prezydent Tychów przekonuje, że piłka nożna w co prawda – amatorskim czynnym wydaniu, jest lepsza niż bierne siedzenie na trybunach. – Całą uwagę trzeba skoncentrować na tym, żeby ograć przeciwnika, żeby strzelić bramkę, żeby jakiegoś kiksu nie popełnić i to daje takie fantastyczne odprężenie psychiczne – zaznacza Andrzej Dziuba, prezydent Tychów.
To działanie co prawda nie psychiczne, a psychologiczne – zaznaczają politolodzy. Według nich wizyty polityków na stadionach – to wcale nie przypadek. – Idą wybory, a na stadionach pojawia się dużo ludzi. Dobrze jest się pokazać, w nadziei, że Ci ludzie, którzy zobaczą prezydenta tego czy innego miasta na stadionie, kiedy pójdą do urn wyborczych to po prostu wrzucą kartkę z jego nazwiskiem – uważa dr Bogdan Pliszka, politolog.
Pytanie tylko, czy przychodzenie na stadiony dla akcji i emocji, to elementy gry – tylko i wyłącznie politycznej.