Polska zremisowała z Ekwadorem w Montrealu
Obie drużyny ostrożnie rozpoczęły spotkanie. W 3. minucie Rafał Murawski zdecydował się na strzał z dystansu, jednak uderzył zbyt lekko i bez problemu interweniował bramkarz Ekwadoru Máximo Bangüera. W 14. minucie bardzo dobrą okazję wypracowali sobie “biało-czerwoni”. Z prawego narożnika pola karnego strzelał Euzebiusz Smolarek, ale tor lotu piłki przeciął jeden z defensorów rywala. Szczęśliwie futbolówka znalazła się pod nogami debiutującego w polskiej kadrze Huberta Wołąkiewicza. Obrońca Lechii Gdańsk mocno uderzył, ale trafił w poprzeczkę. Nieskutecznie dobijał przewrotką Robert Lewandowski.
Dwie minuty później odpowiedzieli rywale. Z szesnastego metra strzelał Luis Saritama, po niefortunnej interwencji Przemysława Tytonia piłkę w siatce umieścił Joffre Guerrón, ale arbiter dopatrzył się pozycji spalonej i bramki nie uznał. Przez następne kilkanaście minut zespoły nie stworzyły zagrożenia pod bramką przeciwnika. W 32. minucie Ekwadorczycy zdobyli gola. Sprzed pola karnego uderzył Christian Noboa, obronił polski bramkarz, ale przy dobitce Christiana Beníteza był bezradny. Pięć minut później Ludovic Obraniak dośrodkował z prawej strony w pole karne Ekwadoru. Tam, głową do Smolarka podawał Kamil Glik, ale strzał zawodnika Polonii Warszawa instynktownie obronił Bangüera.
Drugą połowę meczu drużyny rozpoczęły podobnie jak pierwszą część. Brakowało sytuacji podbramkowych. W 55. minucie z dystansu strzelał Lewandowski, ale pewnie obronił Bangüera. W 61. minucie padła bramka dla reprezentacji Polski. Z prawej strony w pole karne zagrał Obraniak, a złe zachowanie defensorów przeciwnika wykorzystał Smolarek, doprowadzając do remisu. W 70. minucie prowadzenie Polakom dał Obraniak.
Prawą stroną akcję poprowadził wprowadzony na boisko Kamil Grosicki dośrodkował w pole karne, gdzie piłkę głową pod nogi Obraniaka wybił obrońca rywala, a polski pomocnik płaskim strzałem zdobył gola. Podopieczni Franciszka Smudy z prowadzenia cieszyli się do 78. minuty, kiedy to Juan Paredes dokładnie podał do niepilnowanego Beníteza, który strzałem głową po raz drugi pokonał Tytonia. Potem gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska.