Popisowa debata

Debata kandydatów do Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka z Platformy Obywatelskiej i Marka Migalskiego z Prawa i Sprawiedliwości zapowiadała się ostro. Jednak już po kilku minutach jej trwania można było odnieść wrażenie, że obaj kandydaci startują z list partii koalicynych, a walki politycznej nie było.
Dużo się udało dużo trzeba jeszcze zrobić – mówili dwaj kandydaci jednym głosem. Głosem spokojnym i merytorycznym – jak na naukowców przystało, a argumenty, które padały z obu stron były w zasadzie takie same. – Można powiedzieć, że mieliśmy kopię Buzka w postaci doktora Migalskiego, bo faktycznie potwierdzał tylko te tezy – uważa Tomasz Tomczykiewicz, poseł PO.
I w zasadzie trudno powiedzieć, kto kopiował czyje tezy. Tematykę i formę debaty wspólnie ustaliły komitety wyborcze PO i PiS, co zmieniło pojedynek w patriotyczne wywody. Drobne różnice zdań dotyczyły właściwie tylko pieniędzy, a dokładnie terminu zamiany złotówki na euro. – PiS jest w tej materii bardzo wstrzemięźliwe – mówił Migalski. – Należy zadać pytanie, dlaczego nie zrobiliśmy tego dwa lata, trzy lata temu? – zastanawiał się Buzek
Więcej pytań zadawali sobie obserwujący debatę dziennikarze. Przecież to miało być starcie gigantów. Tu miała polać się polityczna krew. – Jeśli PiS wciągnął Platformę w tworzenie tego rodzaju debat to po to, żeby poprzez ostry atak przez kampanię negatywną starać się jak najwięcej odebrać tego elektoratu – podkreśla dr Marcin Gacek, socjolog polityki.
Wydawać by się więc mogło, że tylko śląscy działacze PiS-u nie porzucili jeszcze ogłoszonej w lutym polityki miłości. – Media bardzo często nagłaśniają te różnice, a nie nagłaśniają tego, co my w jakiś sposób dla Polski, dla regionu śląskiego robimy wspólnie – przyznaje Maria Nowak, posłanka PiS.
Faktycznie to media nagłośniły, że na kongres gospodarczy współorganizowany przez profesora Buzka nie zaproszono przedstawicieli PiS-u. To media pokazały wczoraj Migalskiego, który strzelał gola ministrowi sportu. I to media przecież emitowały spoty zrobione przez sztab, którego doktor Migalski jest członkiem. – Skoro dzisiaj zachowuje się łagodnie jak baranek to chyba sam doszedł do wniosku, że to nie tędy droga – uważa Przemysław Jedlecki, dziennikarz “Gazety Wyborczej”.
A droga do wyborów wieść będzie przez kolejne publiczne debaty – kandydaci już się przygotowują. I jeśli kolejne pojedynki wyglądać będą tak jak ten rękawice bokserskie raczej nie będą potrzebne.