Poszukiwania taksówkarza ze Skoczowa

Bronisław Ślęzak – taksówkarz ze Skoczowa – zaginął w nocy z 16 na 17 stycznia. – Przyszło dwóch młodych chłopców w kapturach na głowie, z plecakami na plecach. Przyszli z parku z papierosami w ustach i podeszli do niego – on stał akurat pierwszy, ja stałem za nim. No i jak nigdy – on zawsze otwierał szybę – a zauważyłem, że wtedy otworzył drzwi i rozmawiał z nimi – wspomina Tadeusz Kuboszek, taksówkarz.
Wszystko działo się w Skoczowie na postoju w okolicach dworca PKS krótko po dwudziestej drugiej w sobotę. – Obudziłam się drugiej dwadzieścia, to już było w niedzielę i patrze, że małżonka nie ma. Dzwoniłam na komórkę, ale nie odbierał już w ogóle. Nie było łączenia. Więc dzwoniłam co 10-15 min. Do samego rana dzwoniłam – mówi ze łzami w oczach Helena Ślęzak, żona zaginionego taksówkarza. Ale rano nic się nie zmieniło – telefon męża nadal milczał.
Sprawą zajęła się policja i nie wyklucza motywu rabunkowego. – W chwili obecnej trwają poszukiwania zaginionego mężczyzny i w tym kierunku trwają prace. Na razie policja nie stawia jakichś hipotez. Trwają po prostu poszukiwania – wyjaśnia asp. Mariusz Białoń, KPP w Cieszynie.
Koledzy z postoju myślą jednak o najgorszym. Tadeusz Kuboszek swoją taksówką stał wtedy tuż za Bronisławem Ślęzakiem. – Ten jeden otworzył z tyłu drzwi, ze strony kierowcy i siadł z tym plecakiem, a ten drugi obszedł samochód i szedł podejrzanie, bo on nie szedł jak się idzie do auta prosto, tylko tak bokiem, tak jakby chciał, żeby nie widzieć jego twarzy – przyznaje Kuboszek.
Policjanci wystąpili już do operatora komórkowego o ustalenie w jakim rejonie po raz ostatni korzystano z telefonu zaginionego. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że było to w Katowicach-Murckach. Kilkadziesiąt kilometrów od miejsca, w którym widziano go po raz ostatni.