30-letnia kobieta zadzwoniła na bielską komendę policji i powiedziała, że w środku znajduje się bomba. W ten sposób kobieta chciała sprawdzić szybkość reakcji policjantów na jej zgłoszenie. Pierwsze dotyczyło… palących się śmieci, drugie… informacji o bombie.
Do zdarzenia doszło w miniony weekend. Około 2.30 dyspozytor Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego został powiadomiony o podłożeniu ładunku wybuchowego w bielskiej komendzie. Policyjni pirotechnicy oraz przewodnik z psem szkolonym do wykrywania ładunków wybuchowych, przeszukiwali budynek i teren sąsiadujący z komendą. Ładunku wybuchowego nie było.
Tragedia w Łęce! Nie żyją trzy osoby, w tym 6-letnie dziecko
Tragedia w Łęce! [ZDJĘCIA] Nie żyją trzy osoby w tym 6-letnie dziecko
Policjanci ustalili, że za fałszywą informacją stoi jedna z mieszkanek Bielska-Białej. Kobieta wraz ze swoją koleżanką spożywały alkohol w okolicach bielskiej ul. Wapiennej. W pewnym momencie zauważyły, że w śmietniku zapaliły się śmieci. O zdarzeniu jedna z nich telefonicznie powiadomiła straż pożarną. W oczekiwaniu na przyjazd straży, 30-latka wpadła na pomysł, aby sprawdzić szybkość działania służb ratunkowych. Pożyczyła telefon od znajomej i wykonała połączenie na numer alarmowy. Poinformowała dyspozytora, że w bielskiej komendzie jest bomba. Obie kobiety przyglądały się działaniu służb ratunkowych.
Już następnego dnia 30-latka usłyszała zarzuty. Za wywołanie fałszywego alarmu o podłożeniu ładunku wybuchowego grozi jej do 8 lat więzienia. Jednocześnie może ona zostać obciążona kosztami akcji, które sięgają kilku tysięcy złotych.
Źródło: Śląska Policja