RegionWiadomość dnia

Powrót czynu społecznego. Co dziś robią ludzie dla dobra ogółu?

Każdy spacer Jana Woronieckiego, to odkrycie nawet kilku dzikich wysypisk. Nie wspominając już o pojedynczych śmieciach. Te zabrzanin zbiera na bieżąco, bo po prostu wstyd mu za innych. – Mam dużo znajomych za granicą, chcą przyjechać do Polski, zapraszam ich, ale nie mogę się pochwalić miastem, bo należałoby gdzieś pójść na spacer – mówi Jan Woroniecki, bezinteresownie sprząta dzikie wysypiska.

O każdym większym odkryciu oraz większej zbiórce śmieci pan Jan stale informuje strażników miejskich. Wszystko bezinteresownie. Oferuje również pomoc w dotarciu do tych, którzy bezkarnie miasto zaśmiecają. – Wskazuje nam również firmy, które w sposób nieprawidłowy składują swoje odpady, zanieczyszczając w ten sposób sąsiednie lasy, tereny. Myślę, że współpraca z nim i jego pomoc jest tutaj bardzo istotna – podkreśla Mirosława Uziel-Kisińska, z-ca komendanta Straży Miejskiej w Zabrzu.

Tym bardziej, że zabrzańscy urzędnicy wszelkimi sposobami próbują zwalczać dzikie wysypiska. W mieście jest ich około stu. – Takie zjawisko ma miejsce, że częstokroć miejsca uporządkowane przez miasto po jakimś czasie – miesiącu, półtora, dwóch miesiącach – znowu są zanieczyszczone – mówi Robert Sierla, UM w Zabrzu.

Bytomski dworzec w czynie społecznym zdecydowała się wysprzątać grupa kilkudziesięciu mieszkańców. Cel – zwrócić uwagę PKP na rozsypującą się i brudną stację kolejową. – Niech ktoś zobaczy, jak tu wygląda. Mamy duże miasto, a w sumie jest to syf. Dworzec to wizytówka, więc jak to o nas świadczy? – pyta Ewa Niemand, mieszkanka Bytomia. Czyn nie bez echa odbił się w PKP, które zadeklarowały, że jeszcze w tym roku rozpocznie remontować dworcową halę.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Co roku bezinteresownie rzekę Białą przepływającą przez Bielsko sprzątają członkowie klubu wędkarskiego Renegat. – Dbamy tutaj w miarę możliwości, bez użycia jakiś metod mechanicznych. Wszystko robimy własnymi rękami – zaznacza Jan Przybyła, klub wędkarski Renegat. Na własną rękę, wyłącznie z dobrej woli. Niekoniecznie tak jak w czasach PRL-u, gdzie czyn społeczny narzucany był odgórnie. Z perspektywy czasu jednak, jak mówi Zdzisław Matuszewski, który sadził drzewa w chorzowskim parku, miało to swój urok. – Dwie ostatnie lekcje, ładna pogoda była, przychodziliśmy do parku. Czy coś posadzić, czy coś pograbić, więc my tym żyliśmy i rośliśmy z tym parkiem – wspomina Zdzisław Matuszewski, Stowarzyszenie Nasz Park. Raczej nikt wtedy się nie spodziewał, że małe czyny przerodzą się w jeden z największych parków miejskich w Europie.

Na wielkie efekty liczy też Jan Woroniecki, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że jego walka ze śmieciami przypomina – przynajmniej na razie – walkę z wiatrakami.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button