Pożegnanie pociągu w Rybniku

Kondukt pogrążonych w smutku i żałobie pożegnał w Rybniku “Szyndzielnię”. Wszystko dlatego, że pociąg relacji Bielsko-Biała – Wrocław we wrześniu na torach się już nie pojawi. – Pod tym wielkim, ciężkim, stalowym pociągiem kryją się prawdziwe, ciepłe historie ludzkich przeżyć – stwierdza Paweł Mitura-Zielonka, autor mowy pożegnalnej.
Jedną z ostatnich pasażerek “Szyndzielni” była Melania Grześkowiak. Jej zdaniem likwidacji tego połączenia nie sposób nie żałować, zwłaszcza, jeżeli do Wrocławia dojeżdża się często. – Jest tutaj płacz. Naprawdę płacz, bo pociąg miał wielką frekwencję i młodzi, i dorośli jeździli. To było bezpośrednie połączenie – wyznaje.
W kwestii frekwencji w pociągu całkowicie odmienne zdanie od pasażerów mają przedstawiciele spółki PKP Intercity, która postanowiła “Szyndzielnię” odstawić na boczne tory. – Cieszy się on małą frekwencją, a koszty jego uruchomienia przekraczają założone na ten rok dotacje z ministerstwa infrastruktury – wyjaśnia Beata Czemerajda z zespołu prasowego PKP Intercity.
Czyli jak zawsze – wszystko rozbija się o pieniądze, których nie żałowali organizatorzy pogrzebu. Nie zabrakło bowiem zniczy, klepsydr i wieńców. – Właśnie to ma być to echo. Ma ktoś popatrzeć i zaniemówić z wrażenia. Na chwilę się zastanowić, pomyśleć i jak widać, zainteresowanie pogrzebem pociągu rzeczywiście się pojawiło – mówi Magdalena Zielonka.
To – ostatnie – pożegnanie dla Krzysztofa Kusia z Obywatelskiego Komitetu Obrony Kolei Województwa Śląskiego – to czytelny znak, że europejskie standardy kolejowe ciągle nam odjeżdżają. – Trend europejski jest taki, że liczba pociągów, liczba połączeń, się zwiększa. Jeśli spojrzymy na siatkę połączeń na przykład w Niemczech, to ewidentnie widzimy, że dzieli nas niestety ogromna przepaść – podkreśla Kuś.
Przepaść, przez którą pasażerowie często rezygnują z jazdy pociągami. Ci, którzy mimo wszystko pojawiają się na peronie robią to często w podobnym nastroju co uczestnicy pogrzebu “Szyndzielni”.