Prawie jak urzędnik

Arogancja i głupota – tak bytomscy radni opozycji oceniają politykę kadrową w mieście. Nieuczciwe ich zadniem jest to, że kluczem do objęcia wysokich stanowisk w urzędzie stał się magiczny skrót “p.o.” -czyli pełniących obowiązki – przed nazwiskiem. – Nie odbywają się konkursy, ponieważ niektórzy nie mogliby przystąpić do tych konkursów. Jest co najmmniej nieeleganckie, żeby nie powiedzieć nieucziciwe – mówi Jan Kazimierz Czubak, bytomski radny z SLD.
Nieuczciwe, bo “p.o.” w trudnych konkursach na stanowiska urzędnicze startować nie muszą. W bytomskim magistracie takich “prawie urzędników” jest aż dziesięcioro. Nikt z nich nie zgodził się rozmawiać przed kamerą.
Bytomski publicysta Marcin Hałaś przekonuje, że wysyp “p.o.”, to sposób omijania prawa, stosowany przez urzędującego prezydenta, by forsować swoją ekipę. – Prawie dwa lata utzymuje się osoby na stanowiskach p.o., to jest po prostu psucie samorządu, bo robi się coś, co jest naginaniem prawa – uważa Hałaś.
W Bytomiu na kierowniczych stanowiskach jest 10 osób. Kierują:kancelarią prezydenta, Wydziałem Promocji i Informacji, referatem rejestracji pojazdów, Wydziałem Edukacji, referatem kadr, płac i szkoleń, Wydziałem Zamówień Publicznych, referatem Egzekucji Podatków, referatem ekonomicznym, Wydziałem Kontroli, a kilka dni temu powierzono obowiązki p.o. zastępcy naczelnika w Wydziale Realizaji Inwestycji i Remontów.
Jednak Piotr Koj – prezydent Bytomia pretensje publicystów i radnych kwituje krótko: “mogą przede wszystkim popatrzeć wstecz, kiedy sami mieli władzę i wtedy takie same sytuacje miały miejsce”.
Poprzedniego prezydenta – Krzysztofa Wójcika takie wytłumaczenie bawi, bo za jego kadencji nie było obowiązku robienia konkursów. Jak mówi to dopiero on wprowadził zasady polityki konkursowej, co później zostało usankcjonowane w ustawie o pracownikach samorządowych.
Takie naginanie prawa zdaniem politologa Sylwestra Wróbla może mieć poważne konsekwencje. – Gdy są to nie tylko ludzie niemający formalnych podstaw do pełnienia swoich funkcji, ale jeszcze wystarczającej wiedzy, czy też kompetencji, to rodzi to pytanie o skutki dla funkcjonowania całej administracji w mieście – uważa prof. Wróbel z Uniwersytetu Śląskiego.
Ale na to pyatnie znają już odpowiedź opozycyjni radni. Mówią, że miasto zarządzane przez niekompetentnych ludzi po prostu nie może dobrze funkcjonować.