Prezydent Mongolii ogłosił stan wyjątkowy
Podczas starć stanęła w płomieniach siedziba rządzącej postkomunistycznej Mongolskiej Partii Ludowo-Rewolucyjnej (MPLR). Około sześciu tysięcy ludzi protestowało przeciwko sfałszowaniu – ich zdaniem – wyników niedzielnych wyborów parlamentarnych. Swe zwycięstwo ogłosiła już MPLR. Żeby rozpędzić tłum, policjanci otworzyli ogień i użyli granatów łzawiących. Do starć doszło też przed siedzibą komisji wyborczej. Według telewizji rannych zostało 60 osób; większość z nich doznała obrażeń głowy. Wieczorem w centrum miasta znajdowało się kilka tysięcy osób.
– Przybyliśmy tu, aby bronić wolności. Komuniści nie powinni wygrać. Bronię demokracji i praw człowieka, lecz te zasady nie panują w Mongolii – powiedział 34-letni Enchamgalan Dorjsuren.
Jeszcze przed zamieszkami premier Sandż Bajar z MPLR apelował o spokój. – Powinniśmy poczekać na ostateczne wyniki wyborów.
Inne partie oskarżały nas o kupowanie głosów wyborców. To nieprawda. Wybory były wolne i uczciwe – powiedział, oskarżając opozycję o wzniecanie rozruchów.
W niedzielnych wyborach o 76 mandatów w jednoizbowym parlamencie (Wielkim Churale) walczyło 12 partii, koalicja i kandydaci niezależni. Ze wstępnych, jeszcze niepełnych danych ogłoszonych przez komisję wyborczą wynika, że większość miejsc -46 – zdobyli kandydaci MPRL.
Bezpośrednio po zakończeniu głosowania międzynarodowi obserwatorzy uznali, iż mongolskie wybory były wolne i uczciwe.