Procesja w siodle

Niełatwo okiełznać temperament rumaka, ale udział w świątecznej procesji zobowiązuje. Bo doroczny pochód to okazja, by się pokazać z jak najlepszej strony. – To jest grono zapalonych ludzi, którzy parają się końmi i zwerbowaliśmy ich żeby pokazać, że hodują te konie. Jest to coraz popularniejsze i sport, i hodowla – oznajmia Bernard Urbas, uczestnik procesji. Zawrotną liczbą klaczy i rumaków mieszkańcy Raciborza nie mogą się pochwalić, ale procesja w siodle ściąga tu co roku jeźdźców z całego regionu. Frekwencja i tej Wielkanocy dopisała, z kopyta ruszyło tu ponad 100 koni. Dla wielu jeźdźców udział w konnej procesji to nieodzowny punkt odchodów Wielkanocy. – Ja byłam pierwszą kobietą, która jechała tutaj konno. Już bardzo dawno temu i tak to zdążyło się rozrosnąć i zawsze co roku tutaj bywam – wspomina Renata Wala, uczestniczka procesji.
A co roku trzeba czymś zaskoczyć. Fryzury czy kostiumy bywają coraz bardziej fantazyjne. – Staramy się aby było elegancko, żeby jak najlepiej wypadła nasza stajnia, o to nam chodzi – wyjaśnia Anna Blukacz, uczestniczka procesji. W procesji kłusem chodzi jednak przede wszystkim o to, żeby podczas objazdu modlić się o dobre plony. I ten śląski zwyczaj ściąga tu co roku rzesze turystów. – Jak poprzebierane są te konie, Ci jeźdźcy, tyle bryczek. Tego nie było na początku, tylko konie i jeźdźcy – opowiada Urszula Komor, która przyjechała na procesję konną.
Ci drudzy zapowiadają, że każdego zaproszenia do Raciborza nie można odrzucić. Zwłaszcza kiedy pochodami w siodle zajmuje się niemalże zawodowo. – Jak już hodujemy te konie, to trzeba się pokazać, zaprezentować, pochwalić swoimi pieszczochami – uważa Józef Smoliński, Pułk ułanów Legii Polsko-Włoskiej.
A z oczu koni łatwo wyczytać, że kultywowanie tradycji budzi niemałe zainteresowanie.