Kraj

Prokuratura badając katastrofę smoleńską powinna skupić się na hipotezie zamachu

Mecenas zwraca uwagę, że strona rosyjska ukryła bardzo ważną informację. Chodzi o komendę “odchodzimy”, którą 22 sekundy przed katastrofą wydał kapitan Arkadiusz Protasiuk. Zdaniem Marcina Dubienieckiego, jeżeli powiąże się ten fakt z od początku błędnym naprowadzaniem polskiego samolotu, to składa się to na pewną całość.

Według Dubienieckiego, odczyty z czarnych skrzynek, których dokonało Centralne Laboratorium Kryminalistyczne w Polsce w sposób jednoznaczny potwierdzają nierzetelność raportu MAK. Najprawdopodobniej w dużym stopniu oparty był on na matactwie ze strony rosyjskiej – dodał Dubieniecki. Do tej pory wiadomo było, że w czasie zniżania lotu przez rządowego tupolewa w Smoleńsku, na 14 sekund przed zderzeniem, drugi pilot Robert Grzywna wydał komendę “Odchodzimy”. Z raportu MAK i przesłanych przez Rosjan stenogramów z rozmów załogi rządowego Tu 154M wynikało, że to drugi pilot Robert Grzywna wydał taką komendę, a kapitan Protasiuk jakoby nie zareagował. Polscy eksperci ustalili, że jeszcze przed słowami Grzywny to Protasiuk, w 22 sekundzie przed katastrofą wydał komendę.

Odczyt podważa tezy Rosjan zwarte w raporcie MAK, bo potwierdza, że piloci nie chcieli lądować za wszelką cenę we mgle. Ze znanych już stenogramów wynika, że gdy samolot zbliżał się do lądowania, Protasiuk mówił, że “Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia, odchodzimy w automacie.” Polska prokuratura wystąpi do prokuratury rosyjskiej z kolejnym żądaniem zwrotu oryginałów czarnych skrzynek Tu 154. Rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk powiedział, że jeśli będzie to niemożliwe, prokuratorzy chcieliby wypożyczyć skrzynki i poddać je badaniom w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Jeżeli rosyjska prokuratura nie wyda na to zgody, polscy śledczy chcą, by biegli z krakowskiego instytutu mogli uczestniczyć w ich badaniach w Moskwie.

Martyniuk dodał, że po zakończeniu prac MAK czarne skrzynki znalazły się w dyspozycji rosyjskiej prokuratury.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

W ocenie Edmunda Klicha, polskiego akredytowanego przy MAK, załoga polskiego tupolewa w Smoleńsku po komendzie kapitana “odchodzimy”mogła wykonać próbę przerwania podchodzenia do lądowania w systemie automatycznym, tak jak planowano jeszcze przed rozpoczęciem schodzenia.

Edmund Klich uważa, że taka próba nie mogła się powieść, bo na lotnisku w Smoleńsku nie było systemu wspomagającego lądowanie samolotu ILS. Polski ekspert dodał, że nieskuteczna próba użycia autopilota do manewru mogła spowodować kilkusekundowe opóźnienie w fazie wyprowadzania.

Z kolei zdaniem eksperta lotniczego Michała Fiszera, gdyby piloci rządowego Tu -154 wykonali prawidłowo manewr wzniesienia po komendzie „odejście”, mogłoby to zapobiec katastrofie . Michał Fiszer uważa jednak, że piloci zbyt długo zwlekali z podjęciem jakichkolwiek działań. To spowodowało, że samolot zaczął się przechylać na skrzydło i w końcu zderzył się z ziemią – mówi specjalista. Według Michała Fiszera, pilotom prawdopodobnie zabrakło doświadczenia. Doświadczony pilot ma za sobą minimum pięć tysięcy godzin kierowania tego typu samolotem – dodaje ekspert. Michał Fiszer wskazuje, że dowódca załogi rządowego TU154 miał za sobą około 3 i pół tysiąca godzin nalotu.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button