Protest częstochowskich filharmoników

To koncertowo wykonany protest. Protest jednak nietypowy, bo zapisany w nutach. W częstochowskiej filharmonii od dłuższego czasu zdaniem muzyków ktoś mocno fałszuje. – Domagamy się większych pieniędzy, poważnego traktowania, a także tego, żeby dyrekcja nie skłócała zespołu i nie wprowadzała fermentu – podkreśla Wincenty Piątek, muzyk Filharmonii Częstochowskiej.
Lista żądań krótka nie jest. Ponadto muzycy twierdzą, że przez dyrekcję filharmonii są prześladowani. – Nie wiem nic na temat stosowania mobbingu w częstochowskiej filharmonii, według mojej wiedzy takie zjawisko u nas nie występuje – stwierdza Beata Młynarczyk, dyrektor placówki.
– Pani dyrektor żyje chyba w innym świecie niż to, co się dzieje u nas w filharmonii – denerwuje się Andrzej Pisarzowski, muzyk Filharmonii Częstochowskiej.
– Jestem z nimi. Uważam, że muzycy rzeczywiście powinni zarabiać więcej – zapewnia Młynarczyk.
– To są piękne słowa na użytek publiczności. Ona też tu pięknie mówi, a robi zupełnie coś innego – uważa Piątek.
Przyczyną kakofonii w filharmonii zdaniem związkowców jest brak dialogu. – Dla mnie jest różnica między dialogiem, a przemawianiem. Dyrekcja zaś ciągle przemawia do pracowników i związkowców. Natomiast nigdy nie słucha drugiej strony – uważa Mirosław Kowalik z NSZZ “Solidarność”.
Może dlatego tym razem głos drugiej strony poprzedzony został syrenami. A muzycy postanowi przemówić tak jak najlepiej potrafią – grając. Sceną tym razem okazał się urząd miejski w Częstochowie. Żałobna uwertura miała sprowokować Grzegorza Kurpiosa, pełniącego obowiązki prezydenta Częstochowy do działania. – Z moich rozmów ze związkami i dyrekcją filharmonii wnioskuję, że kompromis będzie trudny – przyznaje Kurpios.
I chyba dlatego filharmonicy koncertować w urzędzie postanowili cyklicznie. Przynajmniej do czasu aż któryś z koncertów protestacyjnych okaże się skuteczny.