Przekazał muzeum 250 eksponatów. Teraz może trafić do więzienia

Są unikatowe, ale zamiast leżeć w muzealnych gablotach zajmują miejsce w ciemnym magazynie. Ponad 250 wykopanych z ziemi przedmiotów do muzeum w Bytomiu przyniósł Artur Tronick. Buławy, miecze, srebrne strzemiona. Wszystko z okresu Średniowiecza, ale i znacznie starsze. – Jest to bogaty zbiór zabytków, głównie średniowiecznych militariów. Oprócz tego są również zabytki starsze między innymi z V w p.n.e. – mówi Marian Pawliński, archeolog Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu.
Jednak jak szybko pojawił się zachwyt i wdzięczność, tak szybko zaczęły się problemy poszukiwacza skarbów z policją. – Byłem pewny, że spełniam obywatelski obowiązek przekazując te rzeczy i robiąc dokumentację. Bo nie te rzeczy przedstawiały dla mnie jakąś wartość, tylko właśnie cała ta dokumentacja. Lata mojej pracy – wyznaje Troncik
Dla dyrekcji muzeum kolekcja to dowód na popełnienie przestępstwa. – Te osoby musiały je pozyskać chodząc po terenie z wykrywaczami metali. W związku z tym pojawiło się u mnie ugruntowane domniemanie, że w grę wchodzi nie tylko złamanie prawa polskiego, ale i międzynarodowego – wyjaśnia Dominik Abłamowicz, dyrektor Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu. A zgodnie z nim to, co leży w ziemi należy do państwa i bez specjalnej zgody nigdy z niej nie powinno być wyciągane. Łamanie tej zasady może kosztować, również Artura Troncika, 5 lat więzienia. – W najbliższym czasie zostaną przesłuchani dodatkowi świadkowie. Muszą też zostać powołani biegli, którzy ocenią w jaki sposób te przedmioty mogły trafić do tego mężczyzny i skąd one mogą pochodzić. Dopiero wtedy będą stawiane ewentualne zarzuty – informuje asp. sztab. Adam Jakubiak z bytomskiej policji.
Decyzje popularnego w środowisku poszukiwaczy “Sapera” część nazwała już błędem, którego nie warto powtarzać. – Mam kilku znajomych, którzy mają naprawdę piękne kolekcje artefaktów i nie idą z tym do muzeum, bo się po prostu boją – przyznaje Artur Tchórzewski, poszukiwacz skarbów. Zwłaszcza, że razem z rzeczami, do muzeum trafiła też ich dokładnie spisana historia. – Zacząłem szukać ludzi, bezpośrednich znalazców tych rzeczy. Z nimi się dogadywałem i jeździłem w teren, żeby mi pokazali gdzie dokładnie znaleźli te rzeczy – mówi Troncik.
Środowisko archeologów, które często współpracuje z poszukiwaczami skarbów, nie kryje zaskoczenia. – To jest podcinanie gałęzi, na której siedzi – uważa Marcin Rudnicki, archeolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Bo choć dyrektor muzeum postąpił zgodnie z prawem o ochronie zabytków, to dla dobra historii powinno coś się w końcu w nim zmienić. – Ta ustawa, śmiem powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, to jeden z najgorszych aktów prawnych, jaki obowiązuje obecnie w Polsce. To jest po prostu bubel prawny – twierdzi Rudnicki. Który często zamiast chronić przed kradzieżą i sprzedażą za bezcen, jest powodem tego, że często o takich znaleziskach historycy nigdy po prostu się nie dowiedzą.