Przenosiny Dziennika Zachodniego

Dziennikarze “Dziennika Zachodniego” nie będą już pracować w katowickim Domu Prasy, w którym dziennik powstawał przez ponad 40 lat, przenoszą się bowiem do nowej siedziby w Sosnowcu-Milowicach. – Wszystko ma jakiś swój kres. Trzeba rozpocząć pracę od początku w znacznie lepszych warunkach – stwierdza Marcin Twaróg, sekretarz redakcji “Polska Dziennik Zachodni”.
I rzeczywiście trudno porównać warunki, jakie dziennikarze mieli w Domu Prasy, z tymi, które już jutro zastaną w nowej redakcji w Sosnowcu-Milowicach. Szafy w starej siedzibie są już puste i niemal wszystko już zostało przewiezione, a to co jeszcze zostało, wyjedzie w ciągu kilku najbliższych dni.
I chociaż z Domu Prasy znikają sprzęty, to nie znikają związane z tym budynkiem wspomnienia. – Oczywiście, że każdego z nas łączy jakiś sentyment z tym miejscem i nie mamy zamiaru zapominać o tych fajnych chwilach tu spędzonych, ale to głównie dzięki ludziom – uważa Elżbieta Kazibut-Twórz, redaktor naczelna dziennika.
O samych pracownikach redakcji dobrze mówią ci, którzy spotykali ich niemal codziennie. – Byli to mili ludzie, miłe panie, mili panowie dziennikarze. Naprawdę żałuję, że się przenoszą, przyzwyczaiłam się, a teraz już odchodzą – mówi Anna Knapik, pracownica portierni w Domu Prasy.
Dziennikarze zapewniają, iż mimo, że z Katowic wyjeżdżają, to czytelnicy tej zmiany za bardzo nie odczują. – Na rynku w Katowicach też specjalnie nie fotografowaliśmy, wszystko dlatego, że życie regionu to nie jest rynek w Katowicach i tak samo będziemy jeździć po regionie jak teraz – wyjaśnia Arkadiusz Gola, fotoreporter.
Za to zupełnie inna niż do tej pory będzie funkcja Domu Prasy. Jak mówi rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Katowicach, Waldemar Bojarun, budynek będzie pełnił funkcje związane z urzędem miasta. W dużej mierze będą to biura urzędu miasta, a w części parteru duże przestronne biuro obsługi mieszkańców. Zanim to jednak budynek czeka gruntowny remont. Na razie nie wiadomo jeszcze jak będzie po nim wyglądał. – Należałoby rozważyć obniżenie go o jedną, a nawet dwie kondygnacje – stwierdza Bojarun.