Region

Przyczyny śmierci gen. Sikorskiego dalej niejasne

Antoni Tomiczek siedział za sterami takiego samego modelu Liberatora, w którym rozbił się generał Władysław Sikorski. Pilot nie wierzy w teorię, że przyczyną tragedii był zły stan techniczny samolotu – między innymi sterów. – To sprawdzenie sterów, wchodzi właśnie w rozmowę przedstartową. Także to jest niemożliwe, żeby były stery zablokowane. Tylko to był sabotaż. Przeprowadzona w zeszłym roku ekshumacja zwłok Władysława Sikorskiego zaprzeczyła wszelkim głosom, które mówiły o otruciu, lub zabójstwie generała jeszcze przed katastrofą. – Generał w chwili kiedy wsiadł do samolotu, mało tego, kiedy doszło do katastrofy, zetknięcia się samolotu z taflą wody, generał żył – mówiła Ewa Koj, IPN w Katowicach.

Według Antoniego Tomiczka, sabotaż nie byłby trudny do zrealizowania. – Przy dopływie paliwa, przy gaźnikach mogło być jakieś tam urządzenie, a może nawet mały ładunek wybuchowy, że po kilku sekundach od startu to wybuchło. I odcięło dopływ paliwa do silników. Samolot, którym leciał generał Sikorski, spadł do morza szesnaście sekund po starcie. Tezy o sabotażu nie wykluczają też prokuratorzy IPN-u, dlatego w grudniu jeszcze raz polecą do Wielkiej Brytanii zapoznać się z kolejnymi tomami akt. – Przyczyny wypadku mogą być różne. Mogły zawieść urządzenia, a przyczyną mógł być też sabotaż. I to jest kwestia do ewentualnego zbadania i do potwierdzenia tezy, która została przyjęta we wszczęciu – oznajmia Ewa Koj, IPN w Katowicach.

Historyk Zygmunt Woźniczka popiera dalsze poszukiwania odpowiedzi w aktach. Zwraca jednak uwagę, że zamiast na zachód – trzeba się w nich zwrócić na wschód. – W dalszym ciągu chyba jednak Rosjanie mają tutaj jednak ostatnie słowo do powiedzenia, bo jeżeli nie robili tego zamachu-wypadku, to na pewno monitorowali ten zamach-wypadek i wiele na ten temat wiedzą. Pytanie, czy będą chcieli nam powiedzieć?

Wypadek Liberatora nad Gibraltarem pozostaje zagadką. Tajemnicę rozbitego Liberatora rozwiązano w Krupskim Młynie. W czasie drugiej wojny światowej samolot spadł w miejscowych lasach. Dopiero kilka lat temu jego części odnalazła grupka zapaleńców i nakręciła o tym film. – Samolot znaleźliśmy za pomocą wykrywacza metali. Penetrowaliśmy skrupulatnie sektory lasu, miejsca gdzie mogła się ewentualnie wydarzyć ta katastrofa – wspomina Jacek Kiszkis, współautor filmu “Ostatni Lot”.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

I mimo, że katastrofy Liberatora nad Gibraltarem i w Krupskim Młynie nie mają nic ze sobą wspólnego, to śląski przykład pokazuje, że małą zagadkę można rozwiązać. Oby na dużą też przyszedł czas.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button