Przygnębienie i oczekiwanie pod kopalnią "Wujek-Śląsk"

– “Zostawiłam wszystko, ubrałam dziecko i przybiegłam” – powiedziała dziennikarzom Małgorzata Kordasińska, której mąż Janusz wyszedł z katastrofy bez szwanku. Z niecierpliwością czeka na spotkanie z mężem, któremu – jak mówi – zostały dwa lata do emerytury.
Pani Małgorzata przyszła pod kopalnię z kilkuletnią córką Ewą. Dość szybko dowiedziała się, że mąż ocalał, sam zadzwonił i powiedział, żeby się nie martwiła. – “Kamień z serca” – powiedziała. – “Nam, żonom jest bardzo ciężko” – podkreśliła.
Na miejscu otuchy rodzinom dodaje ks. Jerzy Lisczyk, proboszcz parafii Trójcy Przenajświętszej w Rudzie Śląskiej-Kochłowicach, który przekazał też słowa pocieszenia w imieniu metropolity katowickiego arcybiskupa Damiana Zimonia.
“Kościół jest z tymi, którzy cierpią, przychodzi z pociechą, nadzieją i modlitwą. To jest to, co możemy dać tym, którzy zginęli i są poszkodowani, chcemy też przynieść pociechę rodzinom” – powiedział duchowny.
W piątek wieczorem w pobliskim kościele zostanie odprawiona msza w intencji ofiar.
Do kopalni przyjechał wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk, spodziewany jest też wicepremier Grzegorz Schetyna.