"Małe zbrodnie małżeńskie" już od piątku w Teatrze Śląskim

On to wzięty pisarz kryminałów, mężczyzna marzenie dla tysięcy kobiet Ona – jego żona, wciąż szaleńczo w nim zakochana. Małżeństwem są od kilkunastu lat. Mimo to muszą się zmierzyć z kryzysem małżeńskim. Na dodatek Gil w wyniku wypadku stracił pamięć. I tu zaczyna się intryga. Bo żona chce przywrócić wspomnienia, ale tylko takie, które są dla niej wygodne. – Chce mu przekazać tylko tyle, żeby uformować to na nowo, a on nie odkrył całej prawdy i widział rzeczywistość tylko tak, jak ona chce. To jest moment przełomowy – wyjaśnia Ewa Kutynia, aktorka.
Dowcipne dialogi, zaskakujące zwroty akcji – z tego składają się “Małe zbrodnie małżeńskie” według Erica-Emmanuela Schmitta. Premierę tej sztuki przygotowuje Teatr Śląski w Katowicach. – Będzie ostro. Mamy tu całe wodospady uczuć i emocji. Wszystko zaczyna się niewinnie, kolorowo, a kończy się wybuchem – zapewnia Grzegorz Kempinsky, reżyser. Bo jak dodaje, związek tych dwojga to jak połączenie wulkanu z huraganem. Nikt jednak nie chce na razie zdradzić, czy ta historia skończy się happy endem. – Mogę sobie pozwolić na pewną tajemnicę, na grę w grze, i myślę, że będzie zaskakujący koniec tego przedstawienia – mówi Marcin Szaforz, aktor.
Ta gra uczuć i emocji zadebiutuje na scenie katowickiego teatru w najbliższy piątek. Jej twórcy liczą na frekwencyjny sukces. – To jest sprawdzony autor na całym świecie. Nasze przedstawienie “Oskar i pani Róża” idzie już 6 czy 7 sezon, zagranych jest ponad 250 spektakli. Co więcej nic nie wskazuje na to, byśmy mieli przestać grać to przedstawienie. Schmitt jest grany na całym świecie – stwierdza Tadeusz Bradecki, dyrektor artystyczny Teatru Śląskiego.
Ale najbliższa premiera to nie jedyna nowość w Teatrze Śląskim. Bo już za trzy tygodnie rozpocznie się kolejna edycja Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje. Teatr przygotowuje też dwie majowe premiery “Solaris” i “Przygody Sindbada Żeglarza”.