Rada kontra zarząd

Rydułtowy, ósma rano. Bez krzyków, za to z mocnym postanowieniem dopięcia swego. Rada nadzorcza Spółdzielni Mieszkaniowej “Orłowiec” udała się na pierwsze posiedzenie. – Nie można dopuścić do tego, żeby spółdzielnia była bez ludzi, którzy decydują o jej funkcjonowaniu. A tak się w tej chwili dzieje – podkreśla Ryszard Wawrzyniak, kandydat do rady nadzorczej.
Walne wybory odbyły się w połowie czerwca. Do tej pory zarząd nowej rady nie uznał. Ci, którzy zostali wybrani, zarzucają mu złą wolę i działanie wbrew prawu. – Chodzi o to, żeby siać tylko zamęt, niepewność i w tym marazmie spółdzielnię zostawić. A jaki cel w tym ma zarząd, nie wiemy. Dlatego jesteśmy tu – stwierdza Czesław Kaczmarski, kandydat do rady nadzorczej. I się dowiemy – zapowiadają.
Jak mówi Janusz Tarasiewicz z Krajowego Związku Lokatorów i Spółdzielców, to ciąg dalszy afery zadłużeniowej. – Okazało się, że tam wystąpił szereg nieprawidłowości, które potwierdziły ministerstwo sprawiedliwości, prokuratura generalna i inne ministerstwa, m.in. ministerstwo skarbu. Tam wyszła sprawa kilkudziesięciu milionów strat dla skarbu państwa – przyznaje Tarasiewicz.
Zarząd mówi krótko: “Prawa nie łamiemy my, tylko oni”. Jak mówią władze spółdzielni rady uznać nie chcą i nie mogą, bo podczas wyborów odkryto nieprawidłowości. – Polegały one na przykład na wrzucaniu głosów do urny po zaklejeniu, na niezgodności kart na jednej z części zebrania i na różnicy liczeń między tym, co policzyły komisje na poszczególnych częściach a tym, co policzyło kolegium – wyjaśnia Iwona Zganiacz, wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej “Orłowiec”.
Na razie nic nie zapowiada przełamania spółdzielczego pata. – Zobaczymy, jak koledzy, tutaj zadecydujemy odnośnie dalszej współpracy z zarządem, bo w tej sytuacji, jaka zaistniała i na dzień dzisiejszy nie widzimy współpracy – oznajmia Zbigniew Majewski, kandydat do rady nadzorczej. Współpracy, bez której już dziś najbardziej cierpią lokatorzy.