Radny, który nie powinien pobierać diety

Kilka dni bezskutecznie próbowaliśmy skontaktować się z Bronisławem Gorajem. Ale ten pozostał nieuchwytny, tak jak dla radnych powiatu będzińskiego nieuchwytna była przez całe trzy lata informacja, że Goraj został skazany prawomocnym wyrokiem. – Nie ma przepisu, który by określał, że musi oświadczyć czy powiedzieć o tym, że został ukarany – stwierdza Emil Bystrowski, przewodniczący rady powiatu będzińskiego. Kolegom z rady nie pisnął, ale został skazany za podróż w stanie nietrzeźwym ulicami Jaworzna w maju 2006 roku. Mimo oblanego testu na alkomacie z powodzeniem brylował na salonach jako radny, o co chcieliśmy samego zainteresowanego zapytać przynajmniej telefonicznie. – Nie ma takiej możliwości w tej chwili. Jestem w Ustroniu i nie wiem kiedy wrócę. Umówmy się tak, bo tu dzisiaj są jakieś imprezy, będą święta, to bym chciał mieć wolne. Proszę do mnie zadzwonić w poniedziałek w godzinach popołudniowych – mówił radny Goraj.
Jednak dziś zadzwoniliśmy chyba w złej godzinie, bo nie usłyszeliśmy ani słowa komentarza. Tego nie odmówili natomiast specjaliści, którzy twierdzą, że jego koledzy z rady nie powinni patrzeć na mandat Goraja z założonym rękami. – Taki człowiek z automatu traci mandat – oznajmia Grzegorz Wójkowski, prezes Stowarzyszenia Bona Fides. Ale tu automat się zaciął i Goraj przez kolejne trzy pełne lata konsumował między innymi przywileje finansowe wynikające z mandatu radnego. – Każdy radny, który jest radnym ma prawo do diety. On brał udział w pracy rady, był normalnym radnym – tłumaczy Emil Bystrowski, przewodniczący rady powiatu będzińskiego.
I tak mając prawo do diety i posiadając mandat niezgodnie z prawem Bronisław Goraj zarabiał. W 2007 roku skasował ponad 15 tysięcy z kasy powiatu. W 2008 zarobił kolejnych 16 tysięcy, a i w 2009 nie zarobił mniej niż w latach poprzednich.
Tropem Goraja poszli też inni. Jak w Dąbrowie Górniczej, gdzie w sali sesyjnej pogrzebano chyba resztki nadziei na bezzwłoczne odwołanie radnego Roberta Majewskiego, który już kilka miesięcy ucieka przed wygaszeniem. I w gminie Lyski, gdzie rada zwlekała z wygaszeniem mandatu radnego Kazimierza Pytlika zupełnie bez przyczyny przez kilka kolejnych miesięcy. Miesięcy przeliczanych na złotówki, które publiczna kasa będzie musiała spisać na straty. – Nie wydaje mi się, żeby te pieniądze można było odzyskać. W tej chwili można pozbawić tego człowieka funkcji radnego, aczkolwiek wybory za kilka miesięcy, więc to już i tak jest o 3 lata za późno – podsumowuje Grzegorz Wójkowski, prezes Stowarzyszenia Bona Fides.
W tym przypadku chyba jednak lepiej późno niż wcale.