Region

Raport ws. przyczyn katastrofy pod Szczekocinami. Kto zawinił?

Łukasz Kmita pamięta ten dzień doskonale. 3 marca ubiegłego roku jechał w drugim wagonie pociągu do Krakowa. – Tam zginęli pasażerowie. Osobiście dziękuję Bogu, że miałem ten dar, że przeżyłem – mówi. Pociągiem podróżuje nadal, ale nigdy nie wsiada do pierwszego wagonu. Dziś ze spokojem opowiada o tragicznych wydarzeniach. Raport Państwowej Komisji Badania wypadków kolejowych nie robi na nim wrażenia, bo jak mówi, dokument nie przywróci życia tym, którzy zginęli. – Wiele osób bardzo cierpiało. Na pewno chcieliśmy poznać przyczyny, ale bardziej zależy nam na tym, aby taka katastrofa nigdy w przyszłości już się nie powtórzyła – dodaje. 

W katastrofie kolejowej pod Szczekocinami zginęło szesnaście osób, a kilkadziesiąt zostało rannych. Pięcioro z nich reprezentuje stowarzyszenie Wokanda. – Wylądowali oni w szpitalach, zostali tylko w koszulach szpitalnych bez jakichkolwiek pieniędzy i wsparcia, więc to był pierwszy ruch. Drugim była pomoc, opieka psychologa. Teraz domagają się zadośćuczynienia od winnych katastrofy. Dopóki jednak sąd ich nie wskaże, poszkodowani nie mają, co liczyć na odszkodowanie. – Na dzień dzisiejszy firmy ubezpieczeniowe twierdzą, że owszem mogą wypłacić, ale chcą, by wskazać im odpowiedzialne za to osoby. Mają rację. Do momentu kiedy nie będzie jasno i czytelnie określone, kto jest winny. Czekamy na opinię biegłych, dlatego z dochodzeniem odszkodowań będą kłopoty – tłumaczy Marcin Marszołek, prezes Stowarzyszenia “Wokanda”.

W dochodzeniu swoich praw pasażerom może pomóc raport Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych. Nieoficjalnie wiadomo, że jako głównych winnych wskazuje dyżurnych ruchu oraz maszynistów. – Dyżurny ze Starzyn powinien przede wszystkim widzieć ten pociąg, a jak wskazuje komisja, po prostu nie zauważył go i w ogólnie na niego nie patrzył – mówi Wojciech Śmiech, portal rynek-kolejowy.pl.

Bezpośrednią przyczyną katastrofy był błąd dyżurnych ruchu z posterunków Starzyn i Sprowa. Pierwszy z nich miał wprowadzić pociąg na niewłaściwy tor. Również drugi z dyżurnych powinien podjąć odpowiednie działania. – Wskazywanie winnych nikomu już życia nie przywróci. Nam tych chwil bolesnych też już nie pozwoli zapomnieć, dlatego bardziej liczymy na to, żeby osoby odpowiedzialne z ramienia PKP PLK ten raport wzięły do siebie – mówi Łukasz Kmita.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

PKP PLK jest obwiniana o zaniedbania. Spółka już teraz postanowiła wyciągnąć wnioski. – Było dwa razy po cztery godziny. Teraz będzie dwa razy po osiem godzin. Będą również szkolenia praktyczne. Pracujemy nad tym, aby w spółce pojawiły się symulatory do szkolenia dyżurnych ruchu – zapowiada Andrzej Pawłowski, wiceprezes PKP PLK. – To się wszytko tak ładnie nazywa. Szkolenia. Z tych szkoleń wynieśliśmy piękne zielone piłeczki do zgniatania, żeby radzić sobie ze stresem – mówi Grzegorz Herzyk, Związek Zawodowy Dyżurnych Ruchu PKP.

Najważniejszy głos obecnie ma jednak częstochowska prokuratura. Ta śledztwo w sprawie katastrofy przedłużyła o kolejne pół roku. Prokuratorzy muszą przesłuchać pasażerów, którzy przebywają za granicą. Śledczy postawili już zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy kolejowej dwóm dyżurnym. – Prokuratorzy zwrócą się do zespołu biegłych do spraw transportu kolejowego, który z nami współpracuje od początku tej sprawy, o wydanie kompleksowej opinii tego zdarzenia – informuje Tomasz Ozimek, Prokuratura Okręgowa w Częstochowie.

Jutro na specjalnie zwołanej konferencji poznamy dokładne przyczyny katastrofy. Nieoficjalnie wiadomo, że dzień przed tym wypadkiem również pokierowano dwa pociągi na jeden tor. Wtedy jednak dyżurni w porę zareagowali.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button