Rekrutacja górników do pracy w kopalniach w Australii

Na dziesiątki lat Australijczycy chcą skusić polskich górników. Katowice i północno-zachodnie wybrzeże węglowe z Australii dzieli ponad 14 tysięcy kilometrów. Przeprowadzka na Antypody ma być dla nich początkiem słodkiego, miłego życia. – Oferujemy polskim górnikom gwarancję dobrej pracy na długi czas. Wysokie zarobki, godziwy poziom życia i wolność – mówi Jason Richardson, który rekrutuje górników do pracy, firma Mastermyne z Australii. Wolność przez pół roku, bo tylko tyle tam na szychtę będą zjeżdżać polscy górnicy. Praca niby ta sama co w kraju, pensja już jednak nie, bo w dolarach i to nie byle jaka.
Doświadczony górnik w ciągu roku może zarobić ponad 110 tysięcy dolarów australijskich, co w przeliczeniu daje mu ponad 27 tysięcy złotych miesięcznie. Chętnych na takie zarobki jest już sporo. Ponad sześciuset górników. Trudne rekrutacyjne sito przeszło na razie kilkudziesięciu. Dwudziestu z nich jeszcze w tym roku będzie mogło spakować walizki. O planowanej przeprowadzce mówią nieśmiało, nie chcąc narazić się jeszcze obecnym szefom. – Kuszenie osiołka marchewką. Oni nas wszystkim co mają najlepsze kuszą, żeby tam przyjechać do pracy.
Choć emerytura coraz bliżej, Aleksander Kowalczyk z Rybnika marzy o międzynarodowej karierze. Angielskiego uczył się słuchając Beatlesów. Dwa lata pracował pod ziemią w brytyjskich kopalniach, 13 lat u naszych południowych sąsiadów. – Jadąc tam wiem, że pracując tam na dole, w tamtych kopalniach, to wiem, że ten zarobek był dla mnie godziwy. Adekwatny do mojego wykształcenia i doświadczenia. Doświadczenie i znajomość języka Szekspira zdecydują kto zamiast górnik, będzie mówił o sobie miner. Bo na antypodach czeka fedrunek w międzynarodowym towarzystwie. – Szukamy górników nie tylko w Polsce, ale także w Anglii, Południowej Afryce, a nawet w Stanach Zjednoczonych – tłumaczy Shaun Munro, firma rekrutacyjna Randstad.
Pierwsza wybrana już dwudziestka po przejściu trzymiesięcznego okresu próbnego, będzie mogła ściągnąć do siebie rodziny. Żony górników także wertują polsko-angielskie rozmówki. – Chcemy znaleźć lepsze miejsce do życia. Ciężko jest znaleźć pracę w Polsce – oznajmia Dominika, żona górnika chcącego pracować w Australii. Mirosław Bagiński na własne oczy zobaczył jak funkcjonuje australijskie górnictwo. Twierdzi, że nasi górnicy nie muszą się niczego obawiać. – Również jest ciemno, również można się tam usmolić. Tutaj nie ma w tym zakresie różnicy.
Różnicę mogą zrobić jednak koszty życia. W porównaniu z tymi w Polsce mnożyć trzeba je razy trzy. Ale to nie przysłania entuzjazmu chętnych. – Powiem po polsku, pojadę, zobaczę. Na razie w większości przypadków po to, by spróbować egzotyki południowej półkuli.