Repatrianci na Śląsku

Antonina Sawienko przywiozła ze sobą wszystko. Wszystko – w tym przypadku znaczy dobytek całego życia, a przynajmniej tyle, ile zmieściło się do pociągu. Antonina Sawienko i jej syn Dymitr po 8 latach oczekiwania dzisiaj wprowadzili się do nowego, polskiego domu.
– Może ja nie tak dobrze rozmawiam, ale chciałabym, żeby dzieci mówiły, żeby znały polskie tradycje, żeby mieszkały razem tutaj – stwierdza Sawienko, repatriantka.
I chociaż starszy syn pani Antoniny, od kilku lat mieszka w Świnoujściu, to odległość znad morza wydaje się niczym w porównaniu z taką trasą. Podróż z Kazachstanu do Bytomia to 6000 kilometrów. Antonina i Dymitr Sawienko tę odległość przejechali pociągiem w 4 dni.
Dla rodziny Ochmanów, którzy od tygodnia mieszkają w Tychach, pierwsze dni w Polsce to niezliczona liczba podpisów i formalności. I chociaż decyzji o przyjeździe nie żałują, potrzebują jeszcze czasu, żeby się zaaklimatyzować.
– Jest jeszcze za wcześnie, żebyśmy się czuli wszyscy jak Polacy, mała część nas została jeszcze w Kazachstanie – mówi Natalia Ochman, repatriantka.
W Kazachstanie mieszka 100 000 Polaków. Co roku do Polski wraca średnio 500 repatriantów. Jeśli repatriacja utrzyma się w takim tempie, to potrwa jeszcze 200 lat.
Jednym z miast, które zdecydowały się przyjąć repatriantów są Tychy. – Obejmujemy opieką tych ludzi, pomagamy im w załatwieniu wszelkich formalności, pomagamy dzieciom znaleźć szkoły, a państwu Natalii i Leonidowi pomagamy również znaleźć pracę poprzez PUP – stwierdza Aleksandra Cieślik, UM Tychy.
Jednak pojedyncze zabiegi samorządów to za mało. – Nie ma absolutnie żadnej woli politycznej, nikt nie interesuje się naszymi rodakami wysłanymi i zdaniem związku repatriantów obecna ustawa absolutnie pozostawia wiele do życzenia – uważa Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów RP.
Jak mówi politolog Tomasz Słupik, ci którym się udało muszą się przygotować na trudne początki. – Adaptacja społeczna, może wyglądać różnie i to zależy wszystko od determinacji i woli tych ludzi, też otwartości środowiska i otoczenia, w którym oni się znajdą, no i tutaj jak zawsze w życiu potrzeba troszeczkę szczęścia – mówi dr Tomasz Słupik, politolog UŚ.
A największym szczęściem, dla tych ludzi jest sam przyjazd do Polski.