RegionWiadomość dnia

Rodzina walczy o ustalenie winnych śmierci 23-letniego Tomka

Cmentarz to miejsce, które dla Wandy Kuc jest przypomnieniem dwóch życiowych tragedii. Najpierw mąż, a po czterech miesiącach jej 23-letni syn. – Syn mi mówił, że jak oni go wywiozą do szpitala, to on stamtąd nie wróci. Potem się rozpłakał – wspomina. Słów tych, dzień przed jego śmiercią nie brała na poważnie.

Tomasz Kuc w czwartek, 18 marca dostał wysokiej gorączki. Nie poszedł do pracy. Następnego dnia jego stan gwałtownie się pogorszył – oprócz wysokiej temperatury miał też poważne problemy z oddychaniem.

Tomka próbowała ratować matka jego narzeczonej. – Zadzwoniła po pogotowie, ale odmówiło. Za jakąś godzinę zadzwoniła drugi raz. Powiedziała co dzieje się z Tomkiem, a na pogotowiu powiedzieli jej, że to zwykła grypa, a oni do grypy nie przyjeżdżają. Ponadto jest młody, więc sobie poradzi – opisuje Wanda Kuc.

Po dwóch godzinach Tomka na pogotowie przywieźli najbliżsi. – Mamy obowiązek jeździć do stanu zagrożenia życia. Tymczasem temperatura nie jest stanem zagrożenia życia – tłumaczy Dariusz Duda, kierownik Stacji Pogotowia Ratunkowego w Sosnowcu.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Lekarz pogotowia po krótkim badaniu zdiagnozował u 23-latka zapalenie oskrzeli i zalecił wizytę u lekarza rodzinnego w poniedziałek, czyli za trzy dni. – Dał mu też jakiś zastrzyk na rozszerzenie oskrzeli i powiedział, że dzięki temu będzie mu się lepiej oddychać. Po tym zastrzyku syn wyszedł na korytarz i źle się poczuł. Powiedział, że nie może oddychać, a palce zrobiły mu się granatowe – mówi matka Tomka.

Po dziwnej reakcji organizmu, Tomek został przewieziony karetką najpierw do szpitala w Sosnowcu, a następnie do Siemianowic Śląskich. Tam zdiagnozowane przez pogotowie zapalenie oskrzeli okazało się bardzo poważnym zapaleniem płuc, do którego doszedł wstrząs septyczny. Wykryto wrzód układu pokarmowego. Podejrzewano też, że Tomek jest chory na świńską grypę. Po dobie w siemianowickim szpitalu Tomek zmarł.

To był młody, zdrowy człowiek i nagle ten człowiek umiera. W takiej sytuacji to jest jakieś błędne rozpoznanie. Czy to błędne rozpoznanie wynikało z zaniechania? Ja podejrzewam, że niestety tak. Lekarz widząc człowieka, który stoi, stwierdził po prostu, że tak na prawdę nic mu nie dolega i nie zadał sobie trudu zrobienia jakichkolwiek badań – uważa mec. Marcin Marszołek ze Stowarzyszenia “Wokanda”.

Tomek osierocił rocznego Nikodema. W sierpniu miał brać ślub. – Już załatwialiśmy w urzędzie sprawy z tym związane. Mieliśmy też robić chrzciny dziecka. W ogóle mieliśmy dużo planów – mówi Justyna Filipiak, narzeczona Tomka.

Nagłą śmiercią 23-latka zajęła się prokuratura. Badano, czy reakcja pogotowia na prośby rodziny była odpowiednia. Ponad miesiąc temu sprawa jednak została umorzona. – Tak nieznaczne opóźnienie prokurator ocenił jako nie mające wpływu na przebieg tego leczenia – wyjaśnia Mirosław Miszuda z Prokuratury Rejonowej Sosnowiec Północ.

Jedak prokuratura oparła się jedynie na wyjaśnieniach lekarzy, którzy opiekowali się Tomaszem Kucem w stacji pogotowia i w szpitalach. – Ordynator szpitala w Siemianowicach Śląskich powiedziała, że w przypadku mojego syna dużą rolę odgrywały właśnie minuty – stwierdza Kuc.

Dlatego pełnomocnik rodziny wniósł o wznowienie postępowania i powołanie niezależnego eksperta. – My możemy jedynie stwierdzić, czy wymiana koła została wykonana prawidłowo i czy wszystkie śruby zostały dokręcone. Natomiast w tak skomplikowanych sprawach jak ta powinien być powołany biegły – podkreśla mec. Marszołek.

A to według rodziny ostatnia nadzieja by wywalczyć odszkodowanie w oczywistej dla nich sprawie.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button