Ruszyła Industriada

Odjechani na punkcie historycznych pojazdów i tego, co poprzemysłowe. Spragnieni wrażeń opanowali dziś szlak nietuzinkowych atrakcji. A do pochłonięcia były nie tylko naziemne, ale i podziemne atrakcje. W zabrzańskiej kopalni Guido po raz pierwszy zorganizowano zwiedzanie w ciemnościach. W muzeum energetyki wręcz elektryzowano zwiedzających.
Czterdzieści obiektów poprzemysłowych z całego regionu, kusiło turystów inaczej niż do tej pory. – Pierwsze wrażenie, jakie można odnieść, to zdziwienie, skąd się takie dziwne postacie tutaj wzięły – mówi Marcin Masiewicz, przewodnik w Tyskim Browarium. A wzięły się dzięki Industriadzie.
To pierwsza impreza promująca Szlak Zabytków Techniki. Jego twórcy twierdzą, że pół miliona turystów co roku w poprzemysłowych obiektach to zbyt mało. Dlatego w promocję zaangażowali min. zabytkowe roboty. – Ludzie reagują bardzo pozytywnie, zastanawiają się, czy przypadkiem nie jesteśmy kosmitami. Ale wyprowadzamy ich z błędu – stwierdza Izabela Palińska, lady Zobot.
Dla amatorów industrialnej gry miejskiej nie brakowało za to pułapek w katowickim Nikiszowcu. – Na całym osiedlu porozwieszane są kartki, zdjęcia najciekawszych obiektów ze szlaku zabytków techniki woj. śląskiego. Biegamy, chodzimy, przepisujemy, co to są za obiekty – tłumaczy Bartosz Matylewicz, uczestnik gry.
Te często wiekowe obiekty, prześcigają się w pomysłach na swoje drugie życie. Tak jak w Bytomskich Szobierkach. – Ten obiekt jest obiektem przemysłowym, ale to się już kończy i można by coś innego zaaranżować. Świadczy to o nowej tożsamości obiektu i jego przyszłości – mówi Krzysztof Roman z Elektrociepłowni Szombierki.
A wybiegając w przyszłość, pomysłodawcy Industriady marzą i chcą z niej zrobić prawdziwą wizytówkę województwa śląskiego. – Chcemy powiedzieć naszym mieszkańcom, którzy mają te obiekty na wyciągnięcie ręki, żeby zobaczyli, jak fajne są zabytki techniki i jak ciekawe rzeczy można tu zobaczyć – wyjaśnia Adam Hajduga z Wydziału Promocji Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego.
Wielbicielom turystyki, zwłaszcza tej poprzemysłowej, pozostaje przyklasnąć takim pomysłom. – Poczułam się trochę tak, jakbym była w tamtych czasach. Bardzo miło Pani opowiadała, fajnie się słuchało opowieści, jak powstało, kto ku kiedyś urzędował – mówi Joanna Dorsz, turystka.
Jednak przekonywanie do tak nietuzinkowych wypraw, w niektórych miejscach wychodzi nie najlepiej. – Dobrze, że coś się dzieje, ale dobrze by było, żeby to miało większy rozdźwięk, bo wydaje mi się, że zdecydowanie za mało ludzi o tym wie, mogłoby być więcej – uważa Sebastian Urbańczyk, uczestnik Gry Miejskiej na Nikiszowcu.
Industrialne zabytki miały dziś swoje 5 minut. Miały też wzbudzić duże zainteresowanie, które zaprocentować powinno w niedalekiej przyszłości.