KrajWiadomość dnia

Sąd uniewinnił żołnierzy ws. Nangar Khel

Przez cztery lata pod ostrzałem prokuratorskim i medialnym. Dla nich piekło rozpoczęło się po powrocie z misji w Afganistanie. – Wyjazd na misję jest pewną formą nagrody dla normalnego żołnierza z linii. Jest to nagroda, wyróżnienie. Potem nagle dostaje się strzał w pysk – mówi plut. Tomasz Borysiewicz, jeden z oskarżonych żołnierzy.

Siedmiu bielskich komandosów oskarżonych o zbrodnię wojenną w Nangar Khel usłyszało sędziowski werdykt. – Uniewinnia plutonowego Tomasza Borysiewicza od popełnienia czynu zarzuconego mu w akcie oskarżenia – mówi płk Mirosław Jaroszewski, Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie.

Słowo niewinny na sali sądowej padło jeszcze sześć razy. Sąd uzasadniał wyrok, że brak jest wystarczających dowodów by stwierdzić, że żołnierze mieli zamiar zabić cywilów i ostrzelać wioskę Nangar Khel. – Jedną z kilku linii obrony było kwestionowanie materiału dowodowego. Od samego początku, już na etapie postępowania przygotowawczego, były składane wnioski obrońców, które wskazywały, że ten materiał dowodowy jest jak przysłowiowy ser szwajcarski – pełen dziur i znaków zapytania – stwierdza mec. Tomasz Szostki, obrońca st. szer. Jacka Janika.

Na pytania o przyszłość żołnierzy w armii jest jeszcze za wcześnie. Sami oskarżeni mówią, że wygrali dopiero jedną bitwę, a nie wojnę. – Tak samo jakbyśmy teraz przegrali, jak i prokuratura w tej chwili, w przypadku swojej przegranej ma prawo do odwołania. Będziemy o takich rzeczach mogli rozmawiać dopiero po prawomocnym wyroku – tłumaczy chor. Andrzej Osiecki, jeden z oskarżonych żołnierzy.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Naczelna Prokuratura Wojskowa nie wyklucza złożenia apelacji. – Zgromadzony w tej sprawie materiał dowodowy był wystarczający na to, żeby wydać wyrok. Naszym zdaniem istniało. Nie istniały wątpliwości, co do winy oskarżonych – mówi płk Jakub Mytych, Naczelna Prokuratura Wojskowa.

W ich niewinność od początku wierzył minister obrony narodowej Bogdan Klich. Wyrok sądu przyjął z satysfakcją. – Był to błąd, a nie przestępstwo. Można powiedzieć, że dzisiaj przed sądem został obroniony honor żołnierza – stwierdza. Ten splamiony został 16 sierpnia 2007 roku, gdy w wyniku ostrzału wioski z broni maszynowej i moździerza na miejscu zginęło sześciu cywilów – dwie kobiety, mężczyzna oraz troje dzieci. Dwie kolejne osoby zmarły w szpitalu.

Po zatrzymaniu żołnierzy przez żandarmerię wojskową ruszył najbardziej bezprecedensowy proces w polskiej armii. Prokuratura domagała się kary od pięciu do dwunastu lat więzienia. – Język polski jest naprawdę nieudolny, żeby wyjaśnić słowami to, co się działo przez te cztery lata – mówi żona jednego z oskarżonych żołnierzy.

Murem za żołnierzami stanęły nie tylko rodziny oskarżonych. Komandosów wspierali generałowie i dowódcy całej polskiej armii. Także cywile. To co wydarzyło się w afgańskiej wiosce nie tak dawno wystawione zostało też na deskach Teatru Polskiego w Bielsku – Białej.

Sztukę tą widziała Afganka Safia Rabati. I choć od kilku lat mieszka w Polsce, sercem cały czas jest w Afganistanie. – Mam rodzinę i oni na co dzień przeżywają to samo, co się dzieje w Nanghar Khel, niekoniecznie przez polskich żołnierzy, ale tam, jak sami wiecie, cały świat siedzi – mówi. Po to, by brać udział w misji pokojowej. Ale też po to, by ginąć i popełniać błędy w nieswojej wojnie.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button