Siatkarze vs kabareciarze – charytatywny mecz na rzecz WOŚP

Serw dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Godziny treningów, mordercze obozy kondycyjne i kilkanaście miesięcy przygotowań. – Codziennie od rana do wieczora mieliśmy trening. Codziennie, ale w pubie… Ale piliśmy tylko soki, takie do piwa – śmieje się Monika Sobik z Grupy Robiącej LARMO. Kontrola antydopingowa wykazała jednak, że żaden z nich w organizmie niedozwolonych substancji nie posiada. Siatkarze odmówili udziału w kontroli i pewnie dlatego skakali wyżej od swoich przeciwników.
Nie ważne jak, ważne by skutecznie stawić czoła boiskowym zawodowcom. – Mimo wszytko koledzy, bo na pewno nie ja, grali bardzo dobrze, na przykład Gajda, zresztą on kiedyś grał w siatkówkę – mówi Damian Wodecki z Kabaretu Noł Nejm. Pewnie dlatego, że lider kabaretowej drużyny w odróżnieniu od swoich kolegów miał indywidualny cykl przygotowań. Obrana przez niego metoda treningowa ma szansę sprawdzić się w prawie każdej dyscyplinie. – Wstałem rano, odkurzyłem i umyłem podłogę, zjadłem śniadanie, wyszedłem z psami, no i przyszedłem tutaj – stwierdza Bartosz Gajda z Kabaretu Łowcy B.
Oprócz niego przyszło też kilkaset innych osób. Rybniccy kibice wypełnili halę do ostatniego miejsca. Dzięki ich hojności do puszek trafiło około 3 tysięcy złotych. – Jurek Owsiak wymyślił WOŚP, a my postanowiliśmy również dołożyć jakąś małą cegiełkę do tej zacnej inicjatywy i jak widać coś się dzieje – mówi Łukasz Lip, organizator meczu z TS Volley Rybnik.
Rzeczywiście, poziom spotkania momentami stał na bardzo wysokim poziomie. Niestety, na wysokości zadania nie zawsze stawali sędziowie. – Skandal! Wszystko było uczciwie, sprawiedliwie, każdy błąd wyłapany. To było moje najlepsze sędziowanie w życiu – podkreśla Lech Kowalski.
– Poprzedni sędzia był skorumpowany, od samego początku było widać, że jest za drużyną z Rybnika. Ja byłem obiektywny, a przynajmniej starałem się taki być i myślę, że wszyscy to widzieli – twierdzi Sebastian Pęcherz.
W tym meczu nie tylko sędziowie grali nie czysto. Siatkarze postanowili przede wszystkim wyeliminować z gry najgroźniejszego przeciwnika. – Fatalnie! Powiem szczerze, że nigdy się w takiej sytuacji nie znalazłem. Chciałem się odwdzięczyć kolegom i nawet siatkę przygotowałem, ale ja jestem jeden, a ich ilu było – skarży się Szymon Pniak z Kabaretu N.O.C.
Pozbawieni swojej gwiazdy artyści nie mieli szans, musieli uznać wyższość rybnickich siatkarzy. – No prawie! Nie wiem, co się stało. Graliśmy i nagle wszystko się zacięło. Oni chyba oszukują – stwierdza Bartosz Gajda. Jednak o oszukiwaniu mowy być nie mogło. Bo tutaj wszyscy zagrali wspólnie dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.