Śmierdzący problem w Sosnowcu

Mieszkańcy jednego z bloków przy ulicy Białej Przemszy w Sosnowcu od ponad tygodnia mają nieproszonego gościa. – Pogoda piękna, siedzę na ławce, a tu przyjeżdża auto, wystawia rurę i leje nieczystości, a my wąchamy – denerwuje się Leszek Wójcik.
– Ja myślałam, że czyszczą studzienkę, a oni wylewają. Poszłam z sąsiadką tam się poprzyglądać co tam robi, to on powiedział: “co się tak przyglądasz?” – mówi Maria Holewa. A przecież widok takiej rury na środku osiedla może wzbudzać i wzbudza ciekawość. Zwłaszcza, że ścieki nią płynące trafiały do studzienki, a nie jak można by się tego spodziewać, ze studzienki do beczkowozu. – Wszystkie te smrody tu wywala, musiałam okna pozamykać, bo jeden smród był, nie szło wytrzymać – stwierdza Zofia Gołojuch.
Dlatego gdy mieszkańcy zobaczyli ponownie intruza, puściły im nerwy. – Jeżeli już zezwalają na takie rzeczy i awarie mają czy coś, jak to później ludzie zaczęli odpowiadać, to po prostu mógł spuszczać tam, gdzie indziej, gdzie do tego miejsce jest – podkreśla Andrzej Kanias. Czyli w pobliżu oczyszczalni ścieków Bioblok.
Właściciel firmy odpowiedzialnej za wywóz ścieków nie ma sobie jednak nic do zarzucenia i zasłania się ustaleniami ze Spółdzielnią Mieszkaniową “Lokum”. – Ja dostałem polecenie, jak to mówią umowę i wskazane miejsce zrzutu, więc zrzucałem tam gdzie mi wskazano – zapewnia Daniel Grabowski, właściciel firmy Dankan.
Mieszkańcy próbowali to zweryfikować. Jak się okazało administrator nic o tym nie wiedział, ale interwencja mieszkańców odniosła skutek. Bo przed kamerą otwarcie przyznał się do błędu. Całe zamieszanie tłumaczy awarią jednej z dwóch oczyszczalni. To z niej ścieki trafiały do zlokalizowanej w pobliżu osiedla działającej oczyszczalni. – Na pewno niefortunnie się stało, że ścieki zostały wlewane do studzienki kanalizacyjnej na środku osiedla, to zostało już zaniechane – przyznaje Zygmunt Ściślicki, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej “Lokum” w Sosnowcu.
To z pewnością najważniejsza informacja dla mieszkańców sosnowieckiego osiedla, którzy żałują, że śmierdzącej sprawy nie dało się załatwić dyplomatycznie. – Tak u nas w Polsce jest. Jak się kłótnią nic nie zrobi, to dobrocią wcale – uważa Holewa.