Śniegowe rzeźby w Żorach

Swoją pasją Henryk Foks od lat zaraża młodsze pokolenia. Pod jego okiem przedszkolaki uczą się rzeźby w śniegu. A nie jest to sprawa łatwa. – Chciałabym rzeźbić takie rzeczy, ale za bardzo nie umiem, bo mam za małe ręce – przyznaje Dorota Stuchlik.
– Mnie najbardziej podoba się krokodyl – mówi Kamil Orszulik. Innym do gustu przypadł leśny duch. Ale oglądać można o wiele więcej, bo Henryk Foks nie próżnuje przez całą zimę. Nie straszne mu minusowe temperatury i odmarznięte palce. – Jak pada śnieg, jeżeli mi zdrowie dopisuje, to to jest mój żywioł – wyznaje.
– On jest jak dziecko, bo tylko z tymi bałwanami i już od tych bałwanów to lekkie przeziębienie ma – mówi Teresa Foks, żona. Bo o chorobę po 8 godzinach na mrozie nie jest trudno. A wszystko, żeby zarazić dzieci. Zarazić jednak nie chorobą, a pasją. – Chcę po prostu zrobić tak, że zechcą zechcieć, żeby ta młodzież wciągała się w coś – stwierdza rzeźbiarz.
A zabawa w śniegu to dla dzieci najlepsza lekcja rzeźby. – Trzeba dużo siły, trzeba dużo śniegu i dużo pracy – przyznaje Mateusz Krawczyk.
– Mamy wielki plac zabaw, więc później dzieci lepią na tym placu zabaw, chcą powtarzać to, co ten Pan tu lepi – wyjaśnia Ewa Latała, nauczycielka w Przedszkolu nr 17 w Żorach.
Henryk Foks zimą lepi w śniegu, a wiosną ciosa w drewnie, kamieniu i węglu. Dzieła artysty można podziwiać przez cały rok. Jak mówi drzwi jego pracowni stoją otworem przed wszystkimi. – Zawsze jest miły i uśmiechnięty, zaprasza, można sobie oglądać, obserwować – stwierdza Urszula Dolniak, nauczycielka w Przedszkolu nr 17 w Żorach.
Ale żeby zobaczyć śniegowe dzieła trzeba się pospieszyć. Bo prawdopodobnie znikną wraz z pierwszą odwilżą.