Śpią w jamach ze śniegu, wspinają się po linach ze sklepu rolniczego. Polacy chcą zdobyć Nanga Parbat
Wspinają się na linach ze sklepu rolniczego. Często śpią w jamach ze śniegu. Mimo to udało im się wyjść w Himalaje. Wszystko dlatego, że jak mówią, mają coś, czego ich zdaniem wielu himalaistom brakuje. – Duży problem jest we współczesnym świecie, jeżeli chodzi o motywację. Ludzie mający wspaniały sprzęt, nawet czasami dobrą technikę, nie mają motywacji, nie wspinają się. My jedziemy się wspinać– mówi Jacek Teler, jeden z uczestników wyprawy na Nanga Parbat.
Tomasz Mackiewicz, Jacek Teler, Paweł Dunaj, Michał Obrycki podjęli czwartą już próbę dotarcia 8126 metrów nad poziom morza, czyli zdobycia, niezdobytego dotąd zimą szczytu Nanga Parbat. Tym razem będą czuli na plecach oddech konkurencji, bo tą samą drogą na szczyt wybiera się też międzynarodowy zespół. Z legendą himalaizmu na czele. Oni natomiast na wyprawę mogli sobie pozwolić tylko dzięki zaangażowaniu i pomocy innych ludzi. – Pieniądze na wyprawę zostały zebrane głównie przez portale internetowe i ludzi, którzy powiedzieli: dobra chłopaki, macie zwariowany pomysł, lubimy wariatów, więc tym wariatom dajemy naszą kasę z własnych portfeli. Oni sfinansowali im ten wyjazd – mówi Marcin Rudzki, dziennikarz.
Po dotarciu do Pakistanu, Polacy skierują się w stronę bazy pod Nanga Parbat. Część drogi zamierzają pokonać pieszo. Nie liczą też na pomoc szerpów, a sprzęt zamierzają nosić na własnych plecach. Atak na szczyt zaplanowany jest na pierwszy dzień zimy.
118 lat temu na taki wyczyn zdecydował się Ryszard Pawłowski. Udało mu się w podobny sposób zdobyć najwyższy szczyt świata Mount Everest. – Bez pomocy szerpów, z małą ilością tlenu, wszystko na własnych plecach wnosiłem. Wtedy ta satysfakcja sportowa była o wiele większa – stwierdza Ryszard Pawłowski, himalaista, wszedł na 10 z 14 ośmiotysięczników wyp.arch.
Dziś himalaiści nie tylko korzystają z pomocy szerpów, są też lepiej wyposażeni, co pozwala im ograniczyć zagrożenie utraty życia. Zdaniem Krzysztofa Wielickiego, nawet najnowocześniejszy sprzęt, nie gwarantuje jednak w górach bezpieczeństwa. – Każdy musi brać pod uwagę, że kiedyś umrze. Natomiast alpinizm się zasadza na ryzyku. Gdyby nie było ryzyka, nie byłoby alpinizmu – mówi Krzysztof Wielicki, himalaista, kierownik wyprawy na Broad Peak, wyp. arch.
Droga, którą Polacy zamierzają zdobyć jeden z najtrudniejszych szczytów, nie należy do najłatwiejszych. Tylko w zeszłym roku z 8 osób, które próbowały na nią wejść, wróciły tylko 2 osoby. Polscy himalaiści są jednak zdecydowani i zmotywowani. Na wejście na szczyt dają sobie czas do końca stycznia.