Strażacy, którzy gasili pożary w Rosji już w domu

Byli, zobaczyli i zwyciężyli. Zwyciężyli bo nie tylko opanowali pożar, ale nikt z nich, w tych ekstremalnych warunkach nie ucierpiał. Nieznany teren i porywisty wiatr. To wszystko jeszcze bardziej utrudniało walkę z żywiołem. – Gdyby nie te dwa samochody wężowe, to ciężko by tam mieli chłopaki – mówi st. strażak Wojciech Jankowski, PSP w Katowicach.
Wozy, które znacznie ułatwiły akcję. Jeden z nich z jednostki ratowniczo-gaśniczej w Katowicach. Wyposażony w dwu i pół kilometrowy wąż. Ale nawet najlepszy sprzęt mógł zawieść w chwilach zwątpienia. – Gdy ogień przeskoczył przez określony pas i poszedł górą, to przybrał już tak poważny rozmiar, że baliśmy się, że będziemy musieli po prostu uciekać stamtąd – mówi Jankowski.
35-cio kilometrowy odcinek, który powierzono Polakom. Temperatura przekraczała tu 40 stopni Celsjusza. Zdaniem Rosjan jedno z najbardziej newralgicznych miejsc. – W nocy przerażały na przykład przewracające się drzewa, które przewracały się jakby pod własnym ciężarem. Było to spowodowane wypaleniem się korzeni – mówi st. sekcyjny Bogusław Wrona, PSP w Katowicach.
Pożar, który trudno porównywać do jakichkolwiek innych. Krzysztof Krasowiak pamięta ten w Kuźni Raciborskiej sprzed 18 lat. – Warunki na pewno były trudniejsze, niż kilkanaście lat temu w Kuźni Raciborskiej, gdzie sam brałem udział w takiej akcji gaśniczej. Pożary lasów jak wiemy są bardzo trudne – mówi.
Trudne i nieprzewidywalne. Na szczęście zakończone pomyślnie. Dla katowickich strażaków to była pierwsza zagraniczna akcja.