Strażak – podpalacz z Rudy

Podczas pamiętnego pożaru istniało zagrożenie, że ogień dotarłby do domu Eufrozyny Kudli. – Nie wiem kto podpalał. Kogoś tam prawdopodobnie gonili, ale uciekł. Jak już przychodził piątek to my się już baliśmy. Pod koniec października płonął olbrzymi stóg słomy. Wcześniej – z dymem poszły trzy stodoły. W Rudzie zaczęto się w końcu obawiać, że pożary nie są dziełem przypadku. – Widziałam, zamykałam kury i patrzę i przez krzaki widzę… myślałam, że to światło na przewozie. A tu patrzę – dym do góry idzie – wspomina Elfryda Grzesik, mieszkanka Rudy.
Czy kolejny pożar były dziełem podpalacza, jeżeli tak to kim on jest? Gdy pytaliśmy mieszkańców w tej małej wsi prawie każdy reagował odmownie, bo tu wszyscy się znają i może trudno przyznać, że podpalacz to prezes Ochotniczej Straży Pożarnej. Ireneusz J., który w remizie spędzał każdą wolną chwilę. – Jeżeli jakaś akcja się tam stała, to zawsze do końca jak trzeba było to był. Zawsze dążył do dobrego. Starał się jak umiał – opowiada żona zatrzymanego. Strażacy gdy dowiedzieli się, że ich dowódca to podpalacz nie potrafili uwierzyć, bo to on robił wszystko aby ta jednostka mogła funkcjonować. – To był szok dla nas wszystkich, bo to jest nasz serdeczny przyjaciel. Do pożaru przyszedł. Pomagał. Później w nocy jeszcze kawę przyniósł dla tych strażaków, bo zimno było – opowiada Jan Stanek, sołtys Rudy.
Gdy prezes strażaków ostatnim razem pojawił się na przesłuchaniu w końcu postanowił się przyznać. Ireneuszowi J. grozi teraz nawet do dziesięciu lat więzienia. – Mężczyzna tłumaczył się, że nie wie dlaczego to zrobił. Wiemy jedynie, że zanim do tego doszło w jego domu doszło do awantury – informuje sierż. Anna Wróblewska, KMP w Raciborzu.