Strażnik Częstochowy
Dziś tylko spacer, ale jeszcze dwa lata temu – normalny patrol. Aneta Borecka i Jacek Styrczewski strażnikami miejskimi już nie są. Borecka twierdzi, że gdy upomniała się o wypłatę nadgodzin, zwierzchnicy zaczęli upominać ją za niewypełnianie obowiązków. – W ciągu 10 miesięcy, miałam ich na swoim koncie cztery – dwa upomnienia i dwie nagany, aż w końcu wypowiedzenie z pracy. Od każdej z tych kar odwołałam się do sądu pracy. Każda z nich została uchylona – stwierdza Borecka. Ale uchylone, choć doszło aż do Sądu Najwyższego, nie zostało zwolnienie z pracy.
I właśnie tym orzeczeniem komendant odpiera zarzuty Boreckiej. Jak mówi, zwolnił ją, bo popełniała zbyt dużo błędów. – Jeżeli takie błędy są coraz częstsze, to i kontrola jest coraz częstsza po to, żeby te błędy wyeliminować – podkreśla Artur Hołubiczko, komendant Straży Miejskiej w Częstochowie. A jak się nie da ich wyeliminować, to trzeba wyeliminować osobę.
Tak wyeliminować udało się także Jacka Styrczewskiego. Jak wspomina, jemu jedynemu kazano zapłacić za uszkodzenie radiowozu w czasie służby. Styrczewski nie poradził sobie z presją przełożonych. – Wylądowałem w szpitalu na oddziale leczenia nerwic w szpitalu w Katowicach. Obecnie nie jestem w stanie funkcjonować normalnie bez leków – przyznaje Styrczewski. Według niego normalnie nie mogła funkcjonować i w ciągu 3 lat odeszła ze służby nawet jedna trzecia ze stu zatrudnionych.
Artur Hołubiczko odpowiada, że większość zwolniła się sama, bo chciała lepiej zarabiać, a wyrzuceni nie nadawali się do służby. Komendant zapewnia, że nie walczy z niepokornymi strażnikami. – Zwalniamy nie za zależność w myśleniu, ale za opieszałość albo brak realizacji zadań – wyjaśnia Hołubiczko.
Zadanie to utrzymanie porządku w Częstochowie. I w jego realizacji, pełniący tę funkcję od 19 lat komendant, ma pełne poparcie prezydenta. Tak duże – że jak mówią strażnicy – nie zareagował na ich skargi. Być może dlatego, że według urzędników zwolnieni nie potrafili zaakceptować wysokich wymagań komendanta. – Stara się, by ta służba funkcjonowała prawidłowo. Jest w tej sprawie rzeczywiście rygorystyczny – mówi Ireneusz Leśnikowski, rzecznik UM w Częstochowie.
Rygorystyczny aż do tego stopnia, że patrolujących strażników kazał nagrywać kamerą. Najczęściej bohaterami tych filmów stawali się ci niepokorni. – Byłem pozbawiany nagród pieniężnych, które są przyznawane w straży miejskiej w Częstochowie dwa razy w roku – stwierdza Styrczewski.
Według zwolnionych to mobbing, według komendanta – podwyższona dyscyplina, bo gdzie jak gdzie, ale w tej służbie kontrola być musi. – Odbieram to jako próbę odwrócenia uwagi i przerzucenia odpowiedzialności za własne błędy oraz własne winy na kierownictwo – oznajmia komendant częstochowskiej Straży Miejskiej.
I nawet gdyby to oskarżenie potraktować tylko jako zemstę byłych pracowników, to trudno oprzeć się wrażeniu, że preferowanej przez komendanta zasady częstej kontroli służby, równie często nie stosowano w przypadku samego komendanta.