Studenckie Laury 2010 rozdane

Drobne gesty, wielkie uznanie. Maksyma przez żołądek do serca, zaprowadziła Mariana Marchlika na salony. Otrzymał on Laur Studencki w kategorii przyjaciel studenta. A przepis na sukces ma prosty. Daje studentom to, czego oczekują. – Hamburgery, hot dogi, kawa, herbata, czyli szybkie jedzenie, bo studenci mają tylko pięć minut przerwy i z powrotem wracają na zajęcia – stwierdza Marian Marchlik, właściciel stołówki “Maniek”.
Kuchnia może niezbyt zdrowa, ale za to zdrowe podejście do życia. – Pan Marian to jest człowiek instytucja, a to miejsce, to nie jest po prostu jakiś tylko bar studencki, ale to jest właściwie takie centrum życia społecznego kampusu – uważa dr Andrzej Górny z Uniwersytetu Śląskiego. I pewnie dlatego pan Marian w rybnickim kampusie Uniwersytetu Ślaskiego znany bardziej jako pan Maniek, a w internetowym głosowaniu na przyjaciela studenta zdystansował konkurencję. A ta w tym roku była naprawdę mocna.
Nominacja w konkursie Przyjaciel Studenta dla portierek i portierów z akademika nr 7 w Ligocie była dla nich dużym zaskoczeniem. Chociaż wygląda na to, że klucz do studenckich serc znaleźli już dawno. – Wydaje mi się, że przede wszystkim trzeba być człowiekiem, czasem trzeba być matką, żeby zrozumieć młodych, no i trzeba być siostrą, żeby pouczyć – mówi Irena Krężołek, portierka Domu Studenckiego nr 7. A czasem trzeba po prostu udawać, że nic się nie stało. – Co tu oszukiwać, imprez w akademiku jest dużo, no i można stwierdzić, że jedno oko przymykają – przyznaje Roman Jadamus, student UŚ.
Jedno może i tak, ale drugim cały czas wszystko kontrolują. – Tu życie toczy się przez 24 godziny – stwierdza Jolanta Wybraniec, kierowniczka DS nr. 7. I pewnie nawet bez specjalnego wyróżnienia portierzy z “siódemki” za przyjaciół studenta śmiało mogą się uważać. Ale rad zwycięzcy i tak warto posłuchać. – Lubią się nieraz pochwalić ocenami, lubią się też wyżalić czy doradzić się – mówi właściciel stołówki “Maniek”. Oczywiście nie tylko w sprawie jedzenia.