RegionWiadomość dnia

Szaleńczy pościg policji za VW Phaetonem na A4: Kierowca, który potrącił policjantów jest niepoczytalny [WIDEO]

Gdy Martin R. odmówił opłaty za przejazd, na miejscu po kilku minutach zjawili się policjanci. Sześć tygodni od interwencji, aspirant Remigiusz Mydlak przyznaje, że choć sceny przypominały sensacyjny film, był na nie przygotowany. – To jest ryzyko, którego się świadomie podjąłem. To ryzyko sprawiło, że trafił do szpitala po tym, jak potrącił go legitymowany kierowca. Człowiek, który go zaatakował to 42-letni Niemiec. Już w ubiegłym roku leczył się psychiatrycznie. W Polsce miał pojawić się przypadkiem. Był zdeterminowany i nieobliczalny. – Już było widać, że będzie problem i gdy tylko wyszedłem przed samochód tak, żeby widzieć kierującego, obserwować go, widzieć numery pojazdu, zobaczyć numer bramki, w tym momencie ruszył – wspomina asp. Remigiusz Mydlak, Komisariat Policji Autostradowej w Gliwicach.

CZYTAJ TAKŻE: Kierowca VW Phaetona potrącił policjanców i taranował bramki na A$!

Po pierwszych chwilach grozy, przyszła kolej na następne. Policjanci ruszyli w pościg za – w tym momencie – niebezpiecznym już przestępcą. – Było użycie broni palnej, były ogromne prędkości nie tylko na autostradzie, ale też na drodze krajowej, gdzie obowiązuje 100 czy 120 km/h, tam było ponad 200 – mówi nadkom. Robert Tarapacz, Komisariat Policji Autostradowej w Gliwicach.

Musieli działaś błyskawicznie. W dodatku tak, by chronić tych, którzy przypadkiem znaleźli się w zasięgu pościgu. – Człowiek popełnił przestępstwo, był potencjalnie niebezpieczny, więc trzeba było go zatrzymać. Natomiast trzeba to było zrobić tak, żeby nie wyrządzić jakiś szkód, nie narazić innych osób na niebezpieczeństwo – podkreśla asp. Remigiusz Mydlak, Komisariat Policji Autostradowej w Gliwicach.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

CZYTAJ TAKŻE: Uciekał przed policję 200 km/h. Teraz kierowca VW usłyszał zarzuty

Prócz policjanta nie ucierpiał nikt, a pościg zakończył się sukcesem. Sprawca został zatrzymany i oddany w ręce prokuratury. – Tłumaczył się tym, że uciekał przed kimś, kto go chciał zabić. Te tłumaczenia się nie potwierdziły, a Martin R. decyzją sądu trafił do gliwickiego aresztu. Przez jego agresywne zachowanie konieczne było jednak przeniesienie go do zakładu w Krakowie, gdzie znajduje się oddział psychiatrii sądowej. – Pan Martin R. zagrażał życiu swojemu i innych osób. To leczenie, które zamierzano wdrożyć, na terenie aresztu byłoby w sumie niewykonalne – mówi Tomasz Woźnicki, Prokuratura Rejonowa Gliwice-Wschód.

Stąd opinia biegłych, którzy 42-latka uznali za niepoczytalnego. Teraz do sądu należy decyzja, czy mężczyzna odpowie za swoje czyny, czy też trafi do zakładu psychiatrycznego. Ten, zdaniem prokuratury, miałby być jednak na terenie Polski. Bo tu doszło do przestępstwa. To jednak nie jest takie pewne. W momencie, kiedy taka kara, czy taki środek jak w tym przypadku zostanie zastosowany, może nastąpić przekazanie do wykonania tej kary, czy tego środka do kraju macierzystego sprawcy – wyjaśnia Mariusz Orliński, Kancelaria Ślązak, Zapiór i Wspólnicy. O to jednak polski sąd musiałby się zwrócić do niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Wtedy nasze państwo nie musiałoby, przez bliżej nieokreślony czas, utrzymywać chorego przestępcy, a w jego terapii uczestniczyć mogłaby rodzina.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button