Tak dobrze jeszcze nie było! Ale czy będzie do końca? Narciarskie stoki w tym sezonie bez alkoholu i głupoty [Wideo]
Choć rozpoczęty niedawno z bólem, ale za to znacznie szybciej, może się skończyć dla narciarza. To drugi rok na polskich stokach z nowym zawodem w roli głównej. Krystian Makoś ratownikiem narciarskim został w zeszłym roku. Od poprzedniego sezonu, z mocy prawa, każdy wyciąg musi mieć co najmniej jednego na “etacie”. Choć pracy często jest dużo więcej. -To zależy też generalnie od dnia i nasilenia jakie jest w sezonie. Natomiast średnio przeciętnie w każdym dniu mamy średnio od 5 do 10 interwencji – Krystian Makoś, ratownik narciarski. Polska nadal jest w europejskim ogonie jeśli chodzi o kulturę na stoku. Większość o narciarskim dekalogu tylko słyszała. Prawie każdy na stoku popełnia grzechy.
Jak mówi instruktor narciarski Marcin Brzózka, o obowiązkowym do 16. roku życia kasku raczej pamiętamy. Dużo gorzej jest już z zabronionym przesiadywaniem na środku trasy. Zapominamy, że jazda na nartach czy snowboardzie, co do zasad, niewiele różni się choćby od prowadzenia samochodu. Tu też obowiązuje zasada, że szybszy nie znaczy uprzywilejowany. -Osoba jadąca z tyłu ma też na ciebie uważać i jeśli najedzie na ciebie to jest jej wina. Narciarz musi mieć zawsze oczy dookoła głowy – powinien patrzeć i rozglądać się co się dzieje na stoku – mówi Marcin Brzózka, instruktor narciarski. Paradoksalnie więcej wypadków zdarza się na trasach łatwiejszych. Na tych najtrudniejszych zjeżdżają ci, którzy pewni są swoich umiejętności.
Statystyka, która potwierdza się choćby tu w Wiśle “Stożku”. -Średnio jest 200-250 zwózek, wypadków na poszczególnych wyciągach. Nasz Stożek można zaliczyć do najbezpieczniejszych ponieważ mieliśmy tylko 17 zwózek – mówi Kazimierz Giela, ON “Stożek” w Wiśle. Stosunek 250 do 17 jest zasadniczy. Tak naprawdę przy wypadku dopiero zaczyna się liczenie. Coraz więcej osób aktywnie wypoczywa poza granicami kraju. W chwili wypadku trzeba przygotować się na wydatek ponad 50 tysięcy złotych. I to tylko za sam transport. Eksperci z branży proponują – do dekalogu narciarskiego dopiszmy jedenaste – obowiązkowe ubezpieczenie. -Patrzmy także na zakres assistance. Czy polisa zawiera koszty poszukiwań i ratownictwa górskiego. To jest bardzo istotne. A przede wszystkim czy polisa ma poszerzenie o uprawianie narciarstwa. Jeżeli jeździmy poza stokami musi być rozszerzanie o sporty ekstremalne – mówi Jowita Trzaska, ekspert ds. ubezpieczeń. Nic jednak po ubezpieczeniu, jeśli razem z krwią krąży też alkohol.
Ten łatwo dostępny jest na prawie każdym stoku. Polskie prawo granice dla narciarzy postawiło na połowie promila. –Patrząc na nasze statystyki, a jest to co roku ponad 2000 różnego rodzaju zdarzeń nie stanowi to problemu. Trzeba pochwalić narciarzy i turystów. Rzeczywiście zdarzają się takie przypadki ale są to incydentalne zdarzenia , które nie przekładają się na całość obrazu, że “pijani narciarze poruszają się tutaj na nartach” – mówi Jerzy Siodłak, naczelnik Grupy Beskidzkiej GOPR. Ci w mundurach, to widok coraz bardziej powszechny. Na stoku kontrolują m.in. trzeźwość. Jak się jednak okazuje wyrywkowo. -Musi się coś wydarzyć, ponieważ duże znaczenie ma, gdy dojdzie do jakiegoś zdarzenia., kiedy ucierpi jakaś inna osoba. Wtedy właśnie badana jest osoba która jest sprawcą tego zdarzenia – mówi mł.asp Paweł Jagiełka, KWP w Krakowie. A wtedy za jazdę slalomem mandat murowany. Nawet do pięciuset złotych.