Tańczące psy na Dog Chow Disc Cup

Pieskie życie nie jest łatwe. Zwłaszcza gdy każą tańczyć lub skakać a wręcz latać…. A wszystko po to, by ktoś na sam koniec mógł podnieść ręce w geście zwycięstwa. By jednak wzbudzić taki zachwyt trzeba było niemalże stanąć na głowie.
– On dzisiaj w zasadzie jest psem, który nie potrafi się bawić z innymi psami, ciągnie go, ale wraca co chwilę i oczami wręcz pyta mnie: no co? będziemy coś robić wreszcie? – mówi Wiesław Krasowski, uczestnik zawodów.
Niecierpliwość zawodników trudno opanować, kiedy każdy chce wypaść jak najlepiej. Konkurencja przecież patrzy i wyciąga wnioski. W takich zawodach emocji przecież nie brakuje. Sędziowie mają więc pełne ręce roboty.
– W tej czołowej dziesiątce jest strasznie ciasno, kiedy tych punktów jest po pół, po jeden, wtedy nerwy z każdym zawodnikiem, który rzuca i rzuca dobrze, są coraz większe – wyjaśnia Bartek Zych, uczestnik zawodów.
A rzucać każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej, bo w zawodach swoich sił spróbować mogli wszyscy. Mniej doświadczeni recepty na sukces szukali wszędzie. Bo te zawody to nie przelewki, a prawdziwa rywalizacja.
– Trzeba dużo pracować nad pewnymi trikami, nad rzutami, przede wszystkim nad sobą, bo dużo liczy się to w jaki sposób my rzucimy dysk psu, wtedy on dobrze złapie – tłumaczy Dagmara Urbańczyk, uczestniczka zawodów.
Aby współpraca pies-człowiek była możliwa, potrzebne jest zaufanie. Tutaj żadna ze stron nie może być uprzywilejowana.
A co ważniejsze robić to dobrze, tak by cała energia nie poszła psu na budę i aby dog frisbee zyskiwało na popularności. Dlatego by zadowolić wybrednych widzów prezentowano najróżniejsze pieskie umiejętności.
– Korzystając z tego, że dog frisbee jest popularne chcemy zainteresować i pokazać widzom różne inne aktywności, które mogą wykonywać z psem – informuje Dariusz Radomski, organizator zawodów.
W przerwach między zawodami można było zobaczyć, np. jak psy radzą sobie z niesfornym stadem owiec. Tremy jednak nie mieli zawodnicy, bo to przecież prawdziwi czworonożni zawodowcy.