RegionWiadomość dnia

Targowe zatargi na Giszowcu

Choć niektórym klientom nieobecność handlarzy ze wschodu przeszkadza, to dyktowane przez nich ceny, brud i zdaniem kupców nieuczciwa konkurencja, przelały czarę goryczy. – Nie ponoszą żadnych kosztów, handlują nielegalnie. Czasem jest to towar bardzo różnego pochodzenia i automatycznie ludzie jak tam zrobią zakupy, to do nas nie przychodzą – skarży się Beata Pyzińska, właścicielka stoiska na targowisku. Dlatego kilkudziesięciu najemców z targowiska w Giszowcu od poniedziałku dzień i noc stoi na straży własnych interesów.

Skrajnie niskie ceny nawet luksusowych towarów podyktowane przez gości ze wschodu sprawiają, że uczciwi handlowcy muszą się powoli zwijać. – Taki sam towar jak my mamy sprzedają na przykład o połowę taniej – stwierdza Małgorzata Lubecka, właścicielka stoiska na targowisku. – Nie wiadomo skąd oni biorą ten towar. My w tych cenach nie kupujemy nawet w hurtowniach, a oni sprzedają na ulicy – dodaje Anna Frankiewicz, właścicielka stoiska na targowisku. Wydaje się, że konfliktu nie rozwiąże nawet opatrzność, bo kupcy jak jeden mąż wymieniają kolejne zarzuty. – Poniszczone są ubikacje, nie ma gdzie przejść. Jest naprawdę masakra – przyznaje Krystyna Rudawska, właścicielka stoiska na targowisku.

Masakryczne wysokie koszty sięgające od kilkuset do blisko dwóch tysięcy złotych sprawiają, że uczciwy handel na targowisku w Giszowcu gościom ze wschodu jest nie w smak. – Mimo, że ich się zaprasza na stoiska, na targowisko, gdzie są wolne stoiska, nie korzystają z tego, bo tam trzeba wnosić opłaty – podkreśla Lubecka.

Wobec tego, że jedni płacą i ledwo wiążą koniec z końcem, a inni nie i zarabiają, konflikt na katowickim targowisku zaczął się niebezpiecznie zaostrzać. – Nawet zdarzały się groźby, że podpalą nam samochody, więc stoimy i pilnujemy – mówi Frankiewicz. A kiedy zajdzie konieczność, także dzwonią do tych, którzy powinni stać na straży porządku. – Na pewno była poinformowana policja, straż miejska. Przyjechali zobaczyli i odjechali – stwierdza Aleksandra Tomaszewicz.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Strażnicy miejscy twierdzą, że działania blokują im przepisy, które nie pozwalają na interwencję. – Kontrole, które przeprowadziliśmy poza targowiskiem pokazały, że osoby te posiadają wpisy do ewidencji działalności gospodarczej, więc wniosku o ukaranie do sądu nie możemy sporządzić – wyjaśnia Klaudiusz Kuźnicki ze straży miejskiej w Katowicach. Co więcej teren handlujących koczowników nie należy do miasta, ale do spółdzielni, a tam straż nie może nic. I choć handlowcy z targowiska twardo stoją i nie mają zamiaru się usuwać, to w końcu będą musieli się zwinąć i już w zgodzie z prawem pójść z torbami.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button