Terroryzowali swoich kolegów z domu dziecka

Pięciu podopiecznych z domu dziecka w Sarnowie przez kilka miesięcy znęcało się nad kolegami. – Zebrany materiał dowodowy został przesłany do sądu rodzinnego, który zadecyduje o dalszym losie tych młodych chłopców. Jeden ze sprawców, który popełnił tych czynów najwięcej, z tego domu dziecka uciekł i jest na chwilę obecną przez nas poszukiwany – wyjaśnia asp. Marek Wręczycki z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Dyrekcja domu dziecka w Sarnowie na rozmowę przed kamerą się nie zgodziła. Wydała natomiast oświadczenie, w którym broni wszystkich swoich wychowanków. “Nie są to anioły, ponieważ większość doświadczyło życie i zły los, ale na pewno nie są to przestępcy. Placówka wychowuje normalnych młodych ludzi, którzy kończą szkoły, podejmują pracę, zakładają rodziny. Dom Dziecka to nie „jaskinia zła”, a jego wychowankowie to nie przestępcy. Mamy obowiązek chronić dzieci i ich dobre imię” – pisze w oświadczeniu.
Trudne dzieci często trafiają pod opiekę Jolanty Białas z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Będzinie. Jak mówi, praca z nimi to wyzwanie. – Trzeba po prostu nawiązać właściwie kontakt, więc czasami więcej czasu potrzeba na to, żeby to dziecko się poczuło dobrze i wtedy dopiero można pewne rzeczy wypracować z dzieckiem – uważa.
Natomiast same dzieci przyznają, że przemoc nie jest im obca. – Robię innym krzywdę, bo mnie zaczepiają. Ale tylko niekiedy zaczepiają. Czasem sam zaczynam, bo nudno mi jest – przyznaje Olaf, jeden z wychowanków domu dziecka.
Jednak nuda to nie jedyny powód agresji w domach dziecka. Zdaniem psycholog prof. Katarzyna Popiołek, scenariusz często się powtarza. – Dzieci te same doznawały agresji, same były ofiarami. Taka sytuacja budzi poczucie frustracji, bezbronności, co prowadzi do agresji, więc one się zorganizowały, najpierw w celach obronnych. A potem nastąpił mechanizm przeniesienia agresji – tłumaczy prof. Popiołek. Czyli znęcania się nad słabszymi i młodszymi.
Dlatego w takich placówkach dzieci powinny przebywać jak najkrócej. A nie po kilka lat. – Trzeba im pomóc, te dzieci mają wrócić do rodziny. Jeżeli przebywają dłużej, to tak jak w każdej instytucji typu wojsko, rodzą się patologie. Mogą się rodzić. Zadaniem kadry jest szybko dostrzec to i eliminować – podkreśla Andrzej Łabądź, dyrektor Domu Dziecka nr 3 w Bytomiu. Żeby dom dziecka nie był domem tylko z nazwy.