To było granie, czyli muzyczne podsumowanie 2009 roku

Gwiazdorsko, bluesowo, rockowo i offowo… Jednym słowem muzycznie rok 2009 na Śląsku wypadł bardzo dobrze.
Bez wątpienia numerem jeden był koncert zespołu U2 na Stadionie Śląskim. O ile bowiem piłkarsko bywa na nim różnie, to koncertowo zawsze jest wzorowo. Tak było i tym razem. – Scena była otwarta, to znaczy, że można było ją oglądać ze wszystkich stron stadionu, tak że była wykorzystana zarówno korona jak i płyta Stadionu Śląskiego. Na koncercie bawiło się siedemdziesiąt tysięcy ludzi – wyjaśnia Marek Szczerbowski, dyrektor Stadionu Śląskiego w Chorzowie. Którzy po koncercie powiedzieć mogli tylko jedno – było rewelacyjnie. Koncertem na śląskim zachwyceni byli nie tylko fani, ale także sam Bono. – Coś magicznego wydarzyło się, gdy zagraliśmy tutaj ostatnim razem, tak więc chcemy znów to przeżyć – mówił.
Bluesowe emocje na najwyższym poziomie po raz kolejny już zapewnił Irek Dudek. – Najbardziej żywiołowo grający na harmonice, niesamowity sound z lekką swingującą sekcją prosto z LA na jedyny koncert do Europy i Eric Sardinas rewelacja gitary – zachwalał wykonawców organizator Festiwalu Rawa Blues. Ta bluesowa edukacja Irka Dudka opłaca się, bo z roku na rok do Spodka przyjeżdża coraz więcej fanów tej muzyki.
Z kolei do offowej muzyki przekonuje już od czterech lat Artur Rojek. Dzięki temu udało się w Mysłowicach stworzyć festiwal muzyczny, który ma charakter cykliczny i obejmuje szeroko rozumianą muzykę alternatywną.
Jest dobrze, ale zawsze mogłoby być lepiej – mówi dziennikarz Marcin Zasada. – Brakuje mi trochę takiej mainstreamowej kilkudniowej imprezy na wysokim poziomie, coś takiego jak chociażby Heineken czy inne tego typu imprezy w Polsce, w Katowicach poszli trochę na skróty i zrobili przaśny Feel Festiwal – stwierdza. Który zdaniem Piotra Kupichy czy ktoś chce, czy nie już zaznaczył swoją obecność na mapie muzycznych wydarzeń. – Byłem na U2, jest Off Festiwal, Feel Festiwal to też ogromne wydarzenie. Siedemdziesiąt tysięcy ludzi to tyle, co na Madonnie w Warszawie – zaznacza muzyk.
Nie można też zapomnieć o mniejszych festiwalach jak Tauron Nowa Muzyka czy Maj Music Festiwal na Muchowcu, które z roku na rok rosną w siłę. Ale by nie było tak całkiem słodko do końca – jest jeden minus, który dotyczy nie tylko naszego regionu. To sprzedaż płyt. – Nie ma się z czego cieszyć, bo złota płyta za dziesięć tysięcy sprzedanych płyt na kraj, w którym mieszka prawie czterdzieści milionów ludzi, to jest żenujące. Sprzedaż spada na łeb na szyję – uważa Marek Niewiarowski, wydawca muzyczny.
Dlatego w tym Nowym Roku pozostaje życzyć, by odbiła się od dna, bo przecież to, co i jak się sprzedaje ma wpływ na to, co lub kto wyjdzie na scenę.