RegionWiadomość dnia

Tradycyjne wyroby z Beskidów giną w zalewie komercyjnej tandety

Za 40 złotych nie chcą kupić, najchętniej to by chcieli za 4 złote. A tu jest moja ręka, najbardziej spracowana na świecie, w mozołach, i to jest wzór, że ja to robię, dlatego powinni mnie docenić – mówi Marek Piwoński, rzeźbiarz.

Problem w tym, że nawet podczas Tygodnia Kultury Beskidzkiej, który powstał prawie pół wieku temu po to, by tradycję pokazywać, jakoś coraz trudniej w zalewie tandety wypatrzeć niezłą sztukę rodem z gór. – Szukamy z koleżanką tak zwanego drewnianego “ptoka-klaptoka”. Za naszych czasów dzieci właśnie tym się bawiły, dlatego chcemy go kupić wnusi, żeby miała pamiątkę z Wisły. Ale na razie nie udało nam się znaleźć. Jeszcze szukamy – przyznaje Krystyna Szymiczek, która od kilkunastu lat przyjeżdża na Tydzień Kultury Beskidzkiej.

Jednak “oryginalnie” beskidzka zawartość stoisk świadczy o tym, że festiwal po prostu zmienia swoje oblicze. Bo musi – odpowiadają organizatorzy. – Są też zwolennicy takich właśnie pamiątek niekoniecznie związanych z Wisłą i właśnie to, że można je znaleźć właśnie tutaj, to też jest element, który przyciąga – tłumaczy Izabela Pustówka, dyrektor Wiślańskiego Centrum Kultury.

Komercja nie jest zła – mówią ci, którzy właśnie przyciągani być mają. Tak jak Grzegorz Syra, który do Wisły wrócił po 35 latach i festiwalu nie może się nachwalić. – Stwarza się taki profil raczej europejski, dlatego wydaje mi się, że tu więcej ludzi z innych krajów też przyjeżdża, nie tylko na ten festiwal, ale też po to, żeby odpocząć – stwierdza.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

Skoro już o odpoczynku mowa, to i tej – rdzennie “beskidzkiej sztuki” – można się tutaj nauczyć. Na przykład testując fotele z masażem. Jak tłumaczą handlowcy, promocja to promocja. Niezależnie od miejsca i czasu. – Na pewno każdy nas zobaczy. Nawet jak nie siądzie tutaj, nie spróbuje, to obejrzy stronę internetową, weźmie ulotkę i może gdzieś tam trafi do nas do firmy – mówi Antoni Jurytko, sprzedawca foteli z masażem.

Szkoda tylko, że w natłoku takich gadżetów, brakuje nici porozumienia między turystami a tymi, którzy tym, co beskidzkie żyją od lat. – Oglądają, bo dużo wzorów. A to nie każda potrafi. Tylko ja potrafię taki robić – mówi Marta Legierska, koronczarka. I to właśnie dlatego, im bardziej międzynarodowy festiwal się staje, tym bardziej o regionalny, a nie odpustowy charakter, powinien dbać.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button