Tragiczny powrót ze szkoły. Na przejściu zginęło dwoje dzieci

Z każdą chwilą przybywa kwiatów i zniczy. Wokół miejsca tragedii zbierają się mieszkańcy, sąsiedzi i najbliższa rodzina. Państwo Stawaszowie wciąż nie mogą uwierzyć, że wystarczyło kilka sekund, by na zawsze stracić ukochanego wnuka. – Chłopak był taki uzdolniony, pływał, w piłę grał, taki fajny chłopczyk, tragedia – mówi babcia jednego z chłopców.
Dramat rozegrał się w środę tuż przed godziną czternastą. Chłopcy wracali ze szkoły. Przechodzili tędy setki razy. – Wyjeżdżałam z pracy i jechałam do domu. Widziałam ich, bo oni przechodzili sobie koło mnie. Patrzyłam na nich jak stali przed przejściem dla pieszych. Wsiadłam do samochodu, ruszyłam i kątem oka widziałam rozbite auto. W wstecznym lusterku zobaczyłam, że dziecko tam leży, więc od razu się zatrzymałam i pobiegłam.
Wybiegli też inni. Rozpoczęła się dramatyczna walka o życie chłopców. – Ten chłopczyk… Nie udało mu się dojechać do szpitala…Konradowi. Patryk nasz dojechał, walczył do końca, jednak wzięło go… 11-latek mimo kilkugodzinnej reanimacji zmarł na miejscu. Jego o rok młodszy kolega, kilka godzin później w bielskim szpitalu. – Przez taką kobietę, czemu ona nie dotknęła tego hamulca, czemu ona nie zareagowała? Co się stało?
Sprawcą wypadku jest dwudziestolatka, która tuż po zdarzeniu nie potrafiła wytłumaczyć, co się stało. – Badanie alkomatem wykazało, że kierująca była trzeźwa. Pobrano od niej krew do dalszej analizy. Zgodnie z decyzją prokuratura trafiła do policyjnego aresztu – informuje kom. Elwira Jurasz, KMP w Bielsku-Białej. Kobiecie grozi nawet do ośmiu lat więzienia.
W miejscu, w którym doszło do wypadku obowiązuje ograniczenie prędkości. Pięćdziesiąt kilometrów na godzinę to maksimum. Z jaką poruszała się 20-latka wyjaśniają śledczy. – Jeśli przód auta był rozbity, lampa, maska wgięta do środka, przy pięćdziesięciu na godzinę – nie da się – twierdzi mieszkaniec Kóz.
W tym miejscu to nie pierwszy tak poważny wypadek. Dokładnie dwa lata temu pod kołami samochodu zginęła tu 77-letnia kobieta. W ciągu czterech lat doszło tu w sumie do ośmiu wypadków z udziałem pieszych. – Infrastruktura drogowa jest kiepska, kiepskiej jakości. Mamy tutaj tylko jedną jezdnię, do tego dochodzi to przejście dla pieszych, które jest umiejscowione w rejonie skrzyżowań. To wszystko powoduje, że jest to miejsce szczególnie niebezpieczne – tłumaczy mł. asp. Krzysztof Stankiewicz, KMP w Bielsku-Białej.
Córka Katarzyny Wykręt miała wracać razem z Patrykiem i Konradem ze szkoły. Rozdzieli się w ostatniej chwili. – Przeszła wcześniej. Brak mi słów. Już tyle osób, zwłaszcza rodzice, prosili o światła, o lepsze przejście dla pieszych. Chodziłam po dzieci na drogę, bo tu nie idzie przejść w godzinach szczytu – mówi Katarzyna Wykręt, mieszkanka Kóz. Apelowała też o to policja, która wystosowała pismo do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad o właściwe oznakowanie przejścia. Jedyne, co udało się zrobić, to zamontować na znakach elementy odblaskowe.
Do noszenia odblasków namawiają pieszych policjanci. Zwłaszcza przy drogach niezabudowanych, gdzie jest wąski chodnik lub nie ma go wcale. – Taki prosty element kosztuje kilka złotych, a może uratować nasze życie. On spowoduje, że będziemy widoczni dla kierujących już od 150, 170 metrów – mówi podinsp. Robert Piwowarczyk, KWP w Katowicach.
W Zabrzu zamontowano na jezdni tak zwane “kocie oczka”, które sprawdziły się już w pomorskich miejscowościach. – Obserwowaliśmy zachowania kierowców w godzinach wieczornych, nocnych. Zauważyliśmy, że jest to urządzenie, które naprawdę przynosi efekty – mówi Adam Kołatek, UM w Zabrzu.
Poprawa dróg, sygnalizacja świetlna, odblaskowe znaki. Wszystkie te zabezpieczenia nie będą skuteczne bez wsparcia najstarszego i najskuteczniejszego sposobu dbania o własne bezpieczeństwo, jakim jest zdrowy rozsądek po obu stronach drogi.