Tragiczny pożar w Częstochowie. 4 osoby nie żyją

Stracili sąsiadów i dach nad głową. – Bardzo się dymiło. Jeden dym, jeden czad, smugi bardzo duże. Później zaczął się ogień – opowiada Stanisława Wilk. Pożar strawił kilka mieszkań na poddaszu kamienicy. Znaleziono w nich zwłoki dwóch mężczyzn i dwóch kobiet. Zmarli najprawdopodobniej w wyniku zaczadzenia. – Wszystko ustali sekcja zwłok, co było przyczyną śmierci tych czterech osób. Według wstępnych ustaleń policji w jednym z mieszkań doszło do zaprószenia ognia – oznajmia nadkom. Joanna Lazar, KMP w Częstochowie.
Płomienie gasiło dziesięć jednostek straży pożarnej. Dzięki staraniom ratowników i strażaków nie dopuszczono do jego przeniesienia na dach i sąsiadujące z kamienicą budynki. – Pożar był trudny do ugaszenia ze względu na zwartą zabudowę. Zagrożone były budynki obok, a pożar wybuchł na poddaszu w części zaadaptowanej na mieszkania – relacjonuje Aneta Gołębiewska, rzecznik śląskiej straży pożarnej.
Z płonących mieszkań i okolicznych bloków ewakuowano kilkadziesiąt osób. Na miejscu natychmiast udzielono pomocy. – Wszystko zalane, pojedziemy do mieszkań zastępczych. Cała góra wszystko spłonęło, wszystko zalane, nie wiadomo czy nie spadnie strop – mówi Stanisława Wilk.
Większość z 30-stu osób, które straciły mieszkania przeniosła się do sąsiadów albo rodziny. Pozostałych ulokowano w lokalach zastępczych z zasobów miejskich. – Wszystkie nasze siły są skierowane na to, żeby zapewnić podstawę, czyli dach nad głową – podkreśla Barbara Mizera, MOPS w Częstochowie.
– Jeżeli tylko podejmą decyzję, że chcą skorzystać z lokali zastępczych – miasto jest na to gotowe. Decyzja należy do mieszkańców – dodaje Jarosław Marszałek, zastępca prezydenta Częstochowy.
To niestety nie pierwszy w tym roku tak tragiczny pożar na Śląsku. Przez zaprószenie ognia w wyniku awarii piecyka i nieuwagę zginęło w lutym trzech mężczyzn w jednym z chorzowskich mieszkań. W styczniu w Siemianowicach Śląskich w płomieniach zginęło dwoje dzieci i ich babcia.