Trawiasty schron

W tym miejscu są schody. Wchodzi się do wysokości około dwóch metrów i cały schron leci w kształcie litery f. Jednak tych historycznych cudów nie zobaczymy. A to dlatego, że urząd miasta nie może dogadać się ze stowarzyszeniami, które chciałyby odkopać schron sprzed drugiej wojny światowej i udostępnić go zwiedzającym. – My wychodzimy do władz. Władza z nami nie chce. No i tak to jest: chciałbym, a boje się – stwierdza Andrzej Nowak.
Władza nie tyle się boi, bo puste, a tym bardziej głęboko zakopane schrony jej nie straszne. Zaleca natomiast oczekiwanie. – W najbliższym czasie będą oznaczone te miejsca i będą czekały na lepsze czasy – mówi Janusz Piątek, UM w Będzinie.
Tyle, że aby schron stał się prawdziwą atrakcją, a nie podściółką pod właśnie zasadzoną trawę, nie można go tylko oznaczyć i czekać. – Należałoby usunąć z niego śmieci, bądź ziemię która tam zalega, udrożnić otwory wentylacyjne, które pozwolą na odpowiedni dopływ tlenu – mówi Krzysztof Kleba.
Bo na razie na schronie, w którym mieściło się aż 500 osób, zrobiono alejki i zasypano go ziemią. A specjaliści pytają: dlaczego nikt nie dba o historię? – To jest bezmyślność i arogancja urzędników miejskich, których chyba ktoś powinien przywołać do porządku, bo oni są dla ludzi, a nie ludzie dla nich – uważa prof. Zygmunt Woźniczka, historyk.
No i schron – tak jak urzędnicy, powinien być dla ludzi – podkreśla Radosław Nawara, do niedawna miejski konserwator zabytków. Do niedawna, bo stanowisko było w będzińskim urzędzie niepotrzebne. – Powinien być dobrze zrobiony projekt, uwzględniający potrzeby stowarzyszeń, pokazujący świadectwo przeszłości – mówi Radosław Nawara, były miejski konserwator zabytków.
Świadectwo historii, o wystawienie którego w innych miastach znacznie łatwiej niż w Będzinie. Na przykład w Dobieszowicach, gdzie z wyremontowaniem bunkra z okresu drugiej wojny światowej, nie było najmniejszych problemów i teraz stanowi on nie lada gratkę dla turystów. Dobieszowice potwierdzają, że chcieć znaczy móc. Pytanie tylko, czy niemoc w będzińskim urzędzie, sprowokowana jest niechęcią?