Trudna droga na szczyt, czyli przypadek Jerzego Janowicza

Swoim przeciwnikom zaserwował to, czego polscy kibice nie doświadczyli od czasów Wojciecha Fibaka. Obok tłumu fanów – teraz ustawia się do niego długa kolejka sponsorów. On sam na paryskich kortach w tydzień zarobił prawie tyle, ile przez całą swoją dotychczasową karierę. W końcu zaczyna zwracać się to, na co sam Janowicz i jego rodzice pracowali przez kilka ostatnich lat. – Moje życie zmieniło się o 180 stopni i to jest tak naprawdę nowy rozdział w moim życiu. Mam nadzieję, że na tym się nie skończy moja przygoda z sukcesami i będę tworzył nową historię – podkreśla Jerzy Janowicz. Nie byłoby tej historii gdyby nie determinacja i finansowe wsparcie rodziców. Ojciec Janowicza na rozwój tenisowej kariery syna wydał wszystkie swoje oszczędności. Kiedy i ich zabrakło sprzedał sieć swoich sklepów. Zasada jest prosta. Możesz mieć talent, ale jeśli nie będziesz miał pieniędzy nie osiągniesz sukcesu.
Stanisław Churas, prezes Carbo KOKS współfinansuje Górnika Bytom. Janowicza indywidualnie wspomaga od czterech lat. Pod jego finansowymi skrzydłami są również Grzegorz Panfil i Mateusz Kowalczyk. – Jest to sport piękny, ale jest zarazem bardzo kosztowny i w związku z tym wymaga dużego wsparcia dopóki zawodnik nie osiągnie sukcesów. W momencie kiedy zawodnik kończy wiek juniorski, zaczyna grać w turniejach tenisowych zaczyna od zera i wtedy pomoc jest najważniejsza.
Przekonał się o tym Grzegorz Panfil. Po wygraniu w deblu juniorskiego Australian Open pieniądze były, ale tylko przez rok. – Był team w Prokomie, który dawał określone pieniądze na wyjazdy, ale tego teamu już nie ma i teraz nie ma praktycznie żadnej pomocy ze związku. Pomagali tylko rodzice. Rakieta i tenisowy strój to nie wszystko. Jeden wyjazd na międzynarodowy turniej to co najmniej cztery tysiące złotych. – Wszystko co mieliśmy wkładaliśmy w szkolenie Grzegorza. Oczywiście to wiązało się z zaciągniętymi kredytami itd. – opowiada Zbigniew Panfil.
Kłopoty finansowe na początku kariery nie ominęły również najlepszej polskiej tenisistki. – W przypadku Agnieszki Radwańskiej skończyło się nawet na tym, że dziadek Agnieszki Radwańskiej sprzedał obraz, żeby były pieniądze na zrobienie dalszych kroków, bo tenis jest sportem kosztownym – wspomina Paweł Wilkowicz, dziennikarz sportowy. Teraz Radwańska na korcie zarabia miliony. Do nagród z turniejów dochodzą wpływy z reklam. Podobnie może być z Janowiczem. – Te duże turnieje ATP to są kwoty ogromne, często przekraczające miliony dolarów albo miliony euro – mówi Karol Stopa, komentator tenisa.
W Polsce turniejów z taką pulą szybko się nie doczekamy. Kluby mają problem żeby się utrzymać, a o profesjonalnym szkoleniu młodzieży pomarzyć mogą nieliczni. Związek nie ma pieniędzy, bo ministerstwo sportu tenis wciąż uważa za dyscyplinę niszową. – Jak mówimy o finansach i zderzymy budżet polskiego związku tenisowego, który wynosi 5 mln złotych rocznie, a francuska federacja na złotówki ma 750 mln złotych rocznie – stwierdza Wojciech Radomski, sekretarz generalny w Polskim Związku Tenisowym.
W Paryżu to jednak Janowicz pokonał tenisistę znad Sekwany. Teraz czeka go styczniowy występ w Australii. Przed rokiem nie zagrał tam, bo nie było go na to stać. Teraz pieniądze nie powinny już być problemem.