Trwa śledztwo w sprawie wypadku lotniczego, w którym zginął Marek Szufa

Ponad 20 tysięcy godzin w powietrzu. Pilot akrobacyjny, były wicemistrz świata, wieloletni członek kadry narodowej. Talent rozwinął pod skrzydłami Edmunda Mikołajczyka w Gliwickim Aeroklubie. – Ten szybowiec był dopuszczony do wykonywania figur akrobacji podstawowej. Akrobacja podstawowa to znaczy pętla, zwrot bojowy, korkociąg – tłumaczy Tadeusz Lewicki, instruktor w Aeroklubie Gliwickim. Wszystkie te akrobacje Szufa opanował do perfekcji. – Wszystko co zdobył zasłużył sobie dzięki swojemu talentowi. Dzięki swojemu przywiązaniu do lotnictwa i dzięki temu, że miał po prostu dobrą rękę do latania – podkreśla Edmund Mikołajczyk, Aeroklub Gliwicki.
Ale też doskonałą do szkolenia. Jego zajęcia pamięta Ryszard Mandziej. – On do każdego lotu przygotowywał się bardzo precyzyjnie, nawet jak ucznia wypuszczał to również przeglądał jego maszynę w tak precyzyjny sposób, żeby wszelkiego rodzaju wykluczyć usterki czy jakieś niedociągnięcia. To samo ze swoimi maszynami – wspomina Mandziej. Jego największą pasją było modelarstwo samolotowe. – Trzeba zapomnieć o tym, że się jest pilotem, a trzeba po prostu posiąść umiejętność pilotowania modelu i to naprawdę jest zdecydowanie trudniejsze – mówił Marek Szufa.
Ale i w tej dyscyplinie był również wielokrotnym mistrzem Polski. W powietrzu z maszyną potrafił wyczyniać cuda. Jedną z jego popisowych figur była tzw. lawina. – Polegało to, w sterowany sposób wprowadzało się, a w niesterowany sposób wykonywał różnego typu ewolucje, między innymi obrót dookoła skrzydeł – wyjaśnia Edmund Mikołajczyk. To co wychodziło bezbłędnie na pikniku w Częstochowie czy na katowickim Muchowcu nie wyszło w Płocku. – Z takiego bardzo płytkiego oglądu, podkreślam wyłącznie telewizyjnego wydaje mi się, że odrobinę niżej wprowadził samolot do ostatniej figury. W związku z tym ześlizg wypadł tuż nad lustrem wody i tak naprawdę zabrakło może półtora, może dwóch metrów – uważa Tomasz Białoszewski, publicysta lotniczy.
Sprawę wyjaśnia prokuratura w Płocku. Planowane są przesłuchania organizatorów lotów, a także uczestników akcji ratunkowej. Wypadek Marka Szufy to nie pierwsze tak tragiczne zdarzenie w Polsce podczas pikników lotniczych. Mimo to pilotów akrobacyjnych wciąż przybywa. – Gdyby to był nieustający stres to byśmy tego nie robili, więc raczej na pewno jakieś zwiększone ciśnienie, adrenalina występuje – zaznacza Wojciech Krupa, lider grupy”Żelazny”. Zdaniem specjalistów często występuje też łamanie reguł. – Na takich piknikach, imprezach, na takim lataniu bardziej swobodnym Polacy nie poddają się dyscyplinie i bardzo często łamią zasady wbrew własnemu interesowi. Na świecie nie ma tyle wypadków, tylu katastrof na tego typu pokazach – informuje Tomasz Hypki, sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa.
Sekcja zwłok wykazała, że Marek Szufa zmarł w wyniku wielonarządowych obrażeń głowy i tułowia. – To ryzyko jest różne, czasami człowiek wychodzi z wielu przypadków. Niestety Markowi się nie udało, było to chyba jego pierwsze tak ryzykowne niskie przejście i niestety ostatnie – podsumował Edmund Mikołajczyk.