RegionWiadomość dnia

Tutaj nie zapalisz zniczy. Podwodne cmentarze z nagrobkami

Gdy nurkuje się o kilkadziesiąt metrów niżej, to jest już to wizyta na cmentarzu. Zwykle wraki powojenne, które na dno wzięły ze sobą dziesiątki osób. Bez nagrobków, ale na pewno z szacunkiem. – Do tej refleksji dochodzi raczej w trakcie długiego czasu dekompresji. Albo po nurkowaniu, kiedy ogląda się materiały lub przed, kiedy przygotowuje się do tych nurkowań – mówi Marek Klyta, nurek, Globe Diving Club. W trakcie nurkowania w takich miejscach to bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu. Niestety podwodne cmentarze, przypominające te wszystkim dobrze znane, powoli stają się faktem. – Pod wodą pojawiają się małe nagrobki-pomniki. Jest ich tam kilka, które można oglądać nurkując. Jest to zawsze pewnego rodzaju przestroga dla innych i jakieś upamiętnienie. Na pewno robią bardzo duże wrażenie w trakcie nurkowania, jeżeli możemy przeczytać imiona tych, którzy tam zginęli – dodaje Radosław Bizoń, nurek, Globe Diving Club.

Jednym z takich miejsc jest były kamieniołom w północnych Czechach. Szczególnie niebezpieczny zimą. W marcu tego roku utonęło tu dwóch nurków z województwa śląskiego. To kolejne polskie nazwiska, które można przeczytać na dnie w Hermanicach. 

Grupa ratownictwa wodno-nurkowego w Bytomiu powstała 12 lat temu. W tym czasie na ratunek topiącym się wyjeżdżali blisko dwieście razy. Większość z tego typu akcji kończyła się jednak tragiczną informacją. Praca nurka w Straży Pożarnej to ogromne, psychiczne obciążenie. Ich praca to prawie codzienne patrzenie śmierci w oczy. – Jeżeli dziecko się utopi, to jest takie bardzo mocne przeżycie. Cały czas jest to w głowie, cały czas się o tym myśli i cały czas człowiek przeżywa – stwierdza asp. Arkadiusz Kowalski, Straż Pożarna w Bytomiu.

Grażyna Szymborska, dyrektor Filharmonii Śląskiej i jednocześnie nurek z wieloletnim doświadczeniem, po śmierci bliskiej osoby do tej pasji podchodzi inaczej. – Zdarzyło mi się asystować, czy uczestniczyć przy odejściu kolegi, którego wyrzuciło spod wody i nie udało się go już uratować. Myślę, że to jest taka normalna przyjacielska modlitwa i zapalenie zniczy.

Ciąg dalszy artykułu poniżej

W ich przypadku tragedia nie staje się końcem. Jest początkiem rozmowy o tym, co zrobić, by nie dopuścić do kolejnego nieszczęścia.

Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button